Chodzi o słynne spotkanie Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska w ośrodku prezydenckim w Juracie. Według PiS obaj politycy uzgodnili zmiany w ustawie kompetencyjnej – tak, by decyzje dotyczące unijnych aktów prawnych wymagały zgody nie tylko parlamentu, ale i prezydenta. W zamian Lech Kaczyński miał przystać na ratyfikację traktatu lizbońskiego.
Szkopuł w tym, że w projekcie nowelizacji ustawy kompetencyjnej, przygotowanej przez PO, nie ma w ogóle mowy o roli prezydenta. Nowelizacja zakłada, że decyzje dotyczące przyjęcia unijnych praw rząd podejmuje jedynie po zasięgnięciu opinii Sejmu i Senatu.
PiS: Krętacze z PO łamią umowę
"Istotą porozumienia z Juraty było to, aby przyjmowanie unijnych aktów prawnych wykraczało poza decyzje istniejącej koalicji rządowej. Jeśli w tym projekcie nie ma ani słowa o prezydencie, to nie odpowiada to ustaleniom umowy" – mówi dziennikowi.pl poseł PiS Paweł Kowal.
Jeszcze ostrzej wypowiada się jego partyjny kolega. "Ten projekt jest absolutnie nie do przyjęcia. Jak widać, Donald Tusk nie ma w zwyczaju wywiązywać się ze składanych zobowiązań" – atakuje autorów projektu poseł PiS Karol Karski.
"Ma się to nijak do ustaleń, które zapadły w Juracie między prezydentem Kaczyńskim a premierem Tuskiem. Również znaczna część członków klubu PiS głosowała w parlamencie za przyjęciem traktatu lizbońskiego pod warunkiem, że w ustawie kompetencyjnej znajdą się zapisy o prezydencie. I żaden krętacz z PO nie ma prawa temu zaprzeczyć" – dodaje Karski.
Wystąpimy z UE bez zgody prezydenta?
Karski zwraca też uwagę na niebezpieczny - jego zdaniem - zapis dodany w nowelizacji ustawy. Chodzi w nim o ewentualne wystąpienie Polski z UE. Wynika z niego, że rząd mógłby porzucić Unię, pytając o zdanie jedynie Sejm i Senat, w dodatku nie musiałby się do ich opinii zastosować. A prezydent nie miałby w tej sprawie nic do powiedzenia.
"PO chce doprowadzić do tego, że każdy następny rząd będzie mógł bez problemu wystąpić z Unii. Nienawiść do Lecha Kaczyńskiego doprowadziła do tego, że chcą wprowadzić antyeuropejski przepis" - uważa Karski.
PO: Nie możemy łamać konstytucji
Platforma jest zdziwiona pretensjami polityków PiS. Jak twierdzi wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski z PO, jego partia od początku mówiła, że prezydenta nie da się umieścić w ustawie komptencyjnej. "Prezydent nie musi przecież występować w każdej ustawie. PiS się upiera przy swoim, ale taki zapis byłby niezgodny z konstytucją" - tłumaczy Niesiołowski dziennikowi.pl.
"Mówienie o tym, że prezydent nie ma uprawnień, to szukanie zaczepki. Prezydent ma choćby prawo zawetowania tej ustawy" - dodaje.
Wspiera go Waldy Dzikowski z PO. "Od samego początku mówiliśmy, że to, czego domaga się PiS, wymagałoby zmiany konstytucji" - potwierdza.
Ale poseł Karski z PiS odpowiada, że jego partia mówiła to już wcześniej: jeśli trzeba zmienić konstytucję, to nie ma problemu. "Razem z PO mamy wystarczającą liczbę głosów, by tego dokonać. Nie widzę więc powodu, dla którego prezydent został w ustawie pominięty" – dziwi się poseł PiS.