Pierwszy wniosek trafił do marszałka Sejmu ponad dwa tygodnie temu, tuż przed posiedzeniem zaplanowanym na 14 - 17 października. Prezes PiS prośbę o urlop argumentował pracą nad ważnymi projektami ustaw. O programie partii - ani słowa. Tydzień później wpłynął drugi wniosek, a po kolejnym tygodniu - następny. Wszystkie zawierały to samo uzasadnienie.
Zgodnie z regulaminem Sejmu każdy poseł może z ważnych przyczyn zwrócić się do marszałka o udzielenie urlopu od wykonywania obowiązków poselskich. Marszałek udziela go w porozumieniu z prezydium klubu, którego poseł jest członkiem. "Jeśli klub się zgodzi, to marszałek nie robi problemów" - mówi DZIENNIKOWI Jerzy Smoliński, rzecznik Bronisława Komorowskiego.
Dlaczego prezes PiS nie złożył jednego wniosku o urlop? Możliwości są trzy. Pierwsza - bo nie wie, jak długo będzie pisał program, więc wybrał drogę wydłużania sobie urlopu. Druga, że mimo nieobecności w Sejmie nie chce stracić części uposażenia. Za urlop dłuższy niż 14 dni poseł nie dostaje diety. A to aż 2473 zł. miesięcznie.
Dlaczego jednak Jarosław Kaczyński nie skorzystał z najłatwiejszej drogi - usprawiedliwienia poselskiego? W razie niemożności wzięcia udziału w posiedzeniu Sejmu lub komisji wystarczy, że zawiadomiłby o takiej sytuacji marszałka. Potem miałby siedem dni na usprawiedliwienie swojej nieobecności. Tyle że tu mogłyby pojawić się kłopoty.
Prac nad programem partii nie da się podciągnąć pod chorobę lub konieczność opieki nad chorym, wyjazd z polecenia Sejmu, a nawet "inne ważne, niemożliwe do przewidzenia lub nieuchronne przeszkody". To okoliczności, które według regulaminu Sejmu usprawiedliwiają nieobecność posła.
W dodatku ostatnio usprawiedliwienia posłów PiS znalazły się na cenzurowanym, po tym jak wielu z nich niezgodnie z prawdą tłumaczyło swoją nieobecność na zbojkotowanych w czerwcu i lipcu głosowaniach. Jednym z ukaranych przez komisję etyki poselskiej był Jarosław Kaczyński.