"Może na wyjście związkowców z biura poselskiego nie trzeba będzie czekać 40 dni" - powiedział Grzegrz Schetyna. Wicepremier ujawnił, że biuro Donalda Tuska zmieni swój adres. Przeprowadzka, czyli m.in. wynajęcie kontenerów i przeniesienie numerów telefonicznych ma uderzyć po kieszeni związkowców z "Sierpnia 80".
Sprawą okupacji biura przy ulicy Marszałkowskiej zajmie się teraz prokuratura, bo tam trafiło już doniesienie w tej sprawie. Donald Tusk nie przyjedzie więc spotkać się z około 200 związkowcami, którzy w jego biurze spędzą już drugą noc.
"Zawiadomiliśmy prokuraturę, wydaje nam się, że mogło dojść do popełnienia przestępstwa. Z przedstawicielami wszystkich związków jesteśmy gotowi rozmawiać i rozmawiamy, ale nie w ten sposób. Do rozmów jest Komisja Trójstronna. Tam mieszczą się przedstawiciele wszystkich związków" - mówił wicepremier Schetyna.
Przypomniał, że w pierwszym dniu protestu rząd był gotów natychmiast oddelegować do rozmów pięciu wiceministrów, ale protestujący odrzucili tę propozycję, żądając rozmowy tylko z premierem, przebywającym akurat za granicą. Według wicepremiera "Sierpień 80" to związek, który nie jest duży, ale radykalny. "Oni chcą konfliktu" - dodał Schetyna.
Działacze "Sierpnia 80" weszli do biura poselskiego premiera w środę. Protestują między innymi przeciwko ustawie likwidującej emerytury pomostowe. Oprócz tego, żądają też interwencji w sprawie stoczni, poprawy sytuacji rybaków, wycofania się z prywatyzacji szpitali, jak również podniesienia płacy minimalnej. Zapowiedzieli, że nie wyjdą, dopóki nie przyjdzie do nich premier.
"Trzymamy się reguł dialogu społecznego opisanych polskim prawem. Żadne próby siłowego nacisku nie zrobią na mnie wrażenia. Nie zamierzam spotkać się z demonstrantami" - mówił wczoraj kategorycznie premier. W rozmowie z DZIENNIKIEM wtórował mu doradca Michał Boni. "To jest jednak łamanie prawa i reguł normalnego dialogu" - zauważył.