We wrześniu 2007 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu rozpatrywał sprawę Alicji Tysiąc. Kobiecie tej, mimo że ciąża zagrażała jej zdrowiu, odmówiono prawa do aborcji. Trybunał nakazał polskim władzom wypłacenie kobiecie 25 tysięcy euro odszkodowania i poprawienie obowiązujących przepisów.
O co chodziło Trybunałowi? O to, że nie ma w naszym kraju rozwiązań prawnych, które umożliwiłyby odwołanie się pacjenta, od - niesłusznej jego zdaniem - decyzji lekarza. Nie ma również stosownego organu, do którego taka skarga miałaby zostać złożona.
Przygotowanie stosownych zapisów prawnych w tej dziedzinie obiecywał były minister zdrowia, profesor Zbigniew Religa. Nie zdążył tego zrobić. Zajęła się więc tym jego następczyni, Ewa Kopacz.
W ustawie o prawach pacjenta wprowadzono rozdział: "Prawo pacjenta do zgłoszenia sprzeciwu od orzeczeń lekarza". Dzięki tym zapisom pacjent, który nie zgadza się z opinią lekarza, mógłby się odwołać do komisji lekarskiej.
Przepis ten rozwiązałby również polecenie Trybunału w Strasburgu, który zobowiązał polskie władze do poprawienia przepisów dotyczących przerywania ciąży w przypadku zagrożenia życia i zdrowia matki.
Niestety, mimo że prezydent ustawy o prawach pacjenta nie zawetował, to i tak nie będzie ona obowiązywać. Dlaczego? Bo jej wejście w życie regulowały przepisy innej ustawy - wprowadzającej w życie ustawy z zakresu ochrony zdrowia. A tę ustawę Lech Kaczyński zawetował.
"Wszystko to zmierza w tym kierunku, aby Polki nie miały możliwości egzekwowania swoich praw a ustawa o planowaniu rodziny stała się martwym zapisem" - mówi DZIENNIKOWI Wanda Nowicka, szefowa Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.