Kamila Wronowska: Dlaczego nie udało się stworzyć jednej listy centrolewicowej?
Tomasz Nałęcz*: Przez imperialne ambicje SLD, ale też przez ostrą wewnętrzną rywalizację grupy Grzegorza Napieralskiego i Wojciecha Olejniczaka. Grupa Olejniczaka jest bardziej otwarta ku centrum, grupa Napieralskiego jest bardzo radykalna. Chce się okopać w pozycjach radykalno-populistycznych i postpezetpeerowskich. Najlepszym rozwiązaniem była propozycja Cimoszewicza, żeby odłożyć wszystko to, co dzieli środowiska po lewej stronie. Tym bardziej że to, co dzieli, nie dotyczy akurat kwestii europejskich. Taka lista była już w zasięgu ręki. Znam relacje Cimoszewicza i Rosatiego. Obaj byli przekonani, że wszystko jest już ustalone.

Reklama

Grzegorz Napieralski podczas rozmów z Cimoszewiczem i Rosatim nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń?
Zgłaszał. One były związane z demokratami. Ale te zastrzeżenia nie były mocne.

>>>Szef SLD krytykuje prezydenta i rząd

Napieralski zgodził się na start demokratów?
Tak. Napieralski mówił, że będzie miał kłopoty z obecnością demokratów, ale że sobie z tym poradzi. Miał przekonać kolegów z SLD, że jest to skórka warta wyprawki.

Reklama

Napieralski na wspólnej konferencji z Cimoszewiczem ogłosił próbę zbudowania jednej listy. Od początku wiedział, że to nie wyjdzie? Świadomie oszukiwał Cimoszewicza?
Wszystko na to wskazuje. Wydaje mi się, że Napieralski od początku prowadził grę fałszywymi kartami. Przecież grupa Olejniczaka była otwarta na jedną listę. Gdyby Napieralski był szczery i nie roztaczał zasłony dymnej, to na Radzie Krajowej SLD przeforsowałby stanowisko jednej listy. Bo poparliby go jego zwolennicy i zwolennicy Olejniczaka. Ale on po prostu wspólnej listy nie chciał.

Po co była ta gra?
Napieralski chciał doraźnych sukcesów w wojnie z Olejniczakiem o stanowisko szefa klubu. Wystąpił publicznie jako partner Cimoszewicza, pokazał, że decyduje o losach lewicy. Napieralski przypomina żarłoczną rybkę, która goni za haczykiem, na którym jest byle błyskotka. To mi przypomina sytuację, kiedy Napieralski poszedł na spotkanie do Pałacu z Lechem Kaczyńskim. Wyszedł tak rozanielony, jakby Pana Boga za nogi chwycił. On nawet nie wie, jak na tym spotkaniu stracił. Bo poszedł do polityka, do którego ludzie lewicy nie mają za grosz zaufania. Napieralski przypominał przedszkolaka, z którym pani porozmawiała po raz pierwszy jak z dorosłym. Tak samo było z oszukiwaniem Cimoszewicza. Chodziło o sam fakt spotkania, a nie o realne uzgodnienia. Chciał stworzyć w SLD wrażenie poważnego polityka. Liczył, że zyska tym dwa, trzy głosy potrzebne do wyrzucenia Olejniczaka.

Jakim typem polityka jest Napieralski?
To jest człowiek aparatu z krwi i kości. Ze wszystkimi wadami aparatowego uprawiania polityki. Jest niemal klonem Oleksego czy Millera. Napieralski jest jak wyciągnięty za uszy sekretarz z komitetu powiatowego. Jak patrzę na jego wygląd, na argumentację, to tak jakbym widział aktywistę z ’68 r.

Reklama

On taki jest czy taką gra rolę?
Moim zdaniem taki jest. Skomplementowałem go, mówiąc, że uważam go za klona Oleksego i Millera. Bo talentem im nie dorasta do kolan. Ja nie jestem fanem aparatowego uprawiania polityki. Natomiast można być aparatczykiem z talentem i klasą, ale można być też takim wyrobnikiem, rzemieślnikiem aparatu. Tacy ludzie jak Oleksy i Miller mają ogromny talent. To są mistrzowie w swojej lidze. Można nie lubić ligi, ale mistrzostwo trzeba docenić. Natomiast Napieralski to jest zupełnie inna klasa, choć kategoria walki ta sama.

Co Napieralski ma w sobie z aparatu?
Aparat nie ma zasad, lojalności. Aparatczyk ma za to niesłychany spryt. Osobistą korzyść aparatczyk wywietrzy na odległość. Liczy się tylko skuteczność, taktyczne gry. Napieralski teraz obnosi się z tym, że ograł Cimoszewicza. I cały czas próbuje ograć Olejniczaka.

Jak?
Ta nibyhonorowa propozycja dla Olejniczaka, aby kandydował w Warszawie, jest według mnie po to, aby w Łodzi mógł kandydować Miller i żeby podłożyć Olejniczakowi trwałą świnię. Sądzę, że Miller mandatu w eurowyborach nie zdobędzie, ale za to zgromadzi wokół siebie wszystkich niezadowolonych z Olejniczaka w Łodzi. Miller urazów nie zapomina. Jeszcze dobrze czuje na plecach siekierę, którą mu wbił Olejniczak. Napieralski kopie w Łodzi dół na Olejniczaka rękami Millera. Olejniczak ma wpaść w ten dół w wyborach krajowych.

Olejniczak w Warszawie nie ma szans?
Warszawa w tym układzie dla SLD jest niesłychanie niewdzięczna. Bo z jednej strony jest bardzo silna kandydatura Rosatiego, z drugiej Danuty Huebner. Ja bardzo lubię Olejniczaka, ale gdyby mnie spytał, czyje kompetencje uważam za większe w Parlamencie Europejskim, jego czy Rosatiego, to bym powiedział: Wojtek, chyba na łeb upadłeś, zadając mi takie pytanie. Napieralski wykazuje wiele sprytu. Chce wsadzić Olejniczaka na konia, który wydaje się najpiękniejszym ogierem w stadzie. Tylko że to jest wściekły ogier i na nim Olejniczak nigdzie nie zajedzie. Olejniczak chyba widzi tandetność tej propozycji. Bardzo bym się zdziwił, gdyby ją przyjął.

A co z Oleksym?
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby wystartował z listy SLD.

W Porozumieniu dla Przyszłości pojawiły się nieśmiałe głosy, że może Oleksy z ich listy mógłby startować.
To chyba żart.

Jest na lewicy ktoś, kto mógłby pogodzić to całe skłócone towarzystwo?
Sporą szansę na powtórzenie tego, co zrobił kiedyś Kwaśniewski, ma Cimoszewicz.

A on w ogóle chce? Mówił przecież, że myśli tylko o eurowyborach, a nie o projekcie na przyszłość.
Cimoszewiczowi nie chodziło o mandat. Dla niego Parlament Europejski był niezbędną do zapłacenia ceną za ten projekt. On swoje miejsce widzi jednak w polityce krajowej. Tym bardziej że jego główną motywacją powrotu do polityki było przeciwdziałanie PiS. Groźba powrotu PiS do władzy nadal istnieje, zwłaszcza w świetle kryzysu. A z PiS trzeba walczyć w Warszawie, nie w Brukseli. Wybory europejskie dla Cimoszewicza były elementem szerszego projektu. A że o tym nie mówił, to dlatego, że jest politykiem zbyt doświadczonym, aby robiąc pierwszy krok, mówić o punkcie dojścia.

Cimoszewicz jest bardzo zdeterminowany w tym, żeby przeszkodzić PiS w powrocie do władzy?
Tak. Nie czas na prywatność i osobiste przyjemności, jak Tatarzy w granicach Rzeczypospolitej.

A jeśli w 2010 r. realną będzie wizja, że Lech Kaczyński może zostać w Pałacu Prezydenckim na drugą kadencję, i jedyną szansą dla lewicy, aby zawalczyć, będzie Cimoszewicz, to on się poświęci?
Myślę, że gdyby SLD nie storpedowało tego projektu, to byłaby wspólna lista centrolewicowa do Parlamentu Europejskiego, byłby trzeci, a może drugi wynik w wyborach europejskich, byłby też klimat do dalszych wspólnych działań na forum krajowym. Ta logika, którą proponował Cimoszewicz, w naturalny sposób doprowadziłaby do wystawienia wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich. I naturalnym kandydatem byłby Cimoszewicz. On proponował SLD polowanie na grubego zwierza. Ale na pewno po ostatnich wydarzeniach od tego pomysłu się oddaliliśmy. Cimoszewicz nie jest osobą, która by nerwowo przebierała nogami do kandydowania na prezydenta. On musiałby dojść do wniosku, że to ma głęboki sens.

Jest szansa, by namówić Cimoszewicza na start do europarlamentu?
Uważam, że powinien wystartować z listy Rosatiego, tym bardziej że wynik może być niespodzianką. Namawiam go do tego. Ale chyba nie ma wielkiej szansy na to, żeby zmienił zdanie. On był przekonany, że sens miało tylko wspólne działanie.

A pan wraca do polityki? Postanowił pan przecież wesprzeć ruch Rosatiego.
Ja przed laty szczerze mówiłem, że rozstaję się z polityką. Byłem głęboko zniesmaczony tym, co się na lewicy działo. To, co zobaczyłem za kulisami afery Rywina... A lewa strona nie potrafiła z łotrami się rozprawić. Nie jestem dzisiaj fanem Napieralskiego między innymi dlatego, że on mówi, że nie było żadnej afery Rywina. Że była prowokacja prawicy celem zdyskredytowania SLD. Do mojej decyzji o odejściu przyczyniła się też bezsensowna rywalizacja w kampanii prezydenckiej między Cimoszewiczem a Borowskim. Odszedłem, wróciłem na uczelnię i robię to, co naprawdę lubię. Ale do pewnego zaangażowania się w politykę skłoniło mnie to samo co Cimoszewicza, czyli PiS. Kiedy Rosati zwrócił się do mnie z prośbą o wsparcie jego projektu, powiedziałem: dobrze.

Gdyby projekt Rosatiego przetrwał do wyborów do Sejmu, wystartowałby pan?
Zobaczymy. Na razie planuję kolejne książki, a nie starty w wyborach.

*Tomasz Nałęcz, były poseł, szef sejmowej komisji śledczej ds. afery Rywina, rzecznik Włodzimierza Cimoszewicza w kampanii prezydenckiej w 2005 r. Cały wywiad jutro w DZIENNIKU i dziś wieczorem na stronach DZIENNIK.PL