LESZEK KRASKOWSKI: Czy wiedział pan, że minister zdrowia Ewa Kopacz 2 marca złożyła przeciwko panu doniesienie do prokuratury?
LESZEK BORKOWSKI: Nic nie wiedziałem. Teraz jestem zdziwiony, że zostałem zwolniony dopiero 9 marca.

Reklama

>>> Dymisja za sprzeciw wobec koncernu?

Śledztwo toczy się m.in. w sprawie przyjęcia przez pana korzyści. W 2006 r. poleciał pan do Chin za pieniądze Polfy Tarchomin. Dlaczego Polfa opłacała pański służbowy wyjazd?
Odpowiedzi należy szukać w prawie farmaceutycznym. Mówi ono, że jeśli jest wykonywany audyt dotyczący wytwarzania leku, to musi on być opłacony przez stronę audytowaną. Chodziło o wytwarzanie substancji czynnej do produkcji insulin przez Polfę Tarchomin. Jest to niezwykle istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa pacjentów.

Ale gdy płaci firma, to można się spodziewać, że audyt wypadnie pozytywnie.
Akurat wypadł negatywnie. Polfa poniosła dodatkowe koszty - nie tylko zapłaciła za samolot i hotel, ale zmuszona została do wykonania wielu dodatkowych badań.

>>> PSL pozywa DZIENNIK, bo ma "dobre imię"

A teraz ta insulina jest już na rynku?
Tak. Pacjenci jej używają i wszystko jest w porządku.

Miał pan zgodę ministra zdrowia na ten wyjazd?
Oczywiście. Wiceminister Bolesław Piecha wyraził zgodę na piśmie.

Reklama

A wiedział, że płaci Polfa?
Tak. Nie widzę powodów, aby podatnik miał płacić za rejestrację leku jakiejś firmy.

Dużo było takich wyjazdów?
Do Chin - jeden. Cztery razy byłem służbowo za granicą.

>>> Ministerstwo Gospodarki potwierdza, że interesowało się lekiem

Inny zarzut to niedopuszczenie do sprzedaży leku dla astmatyków pulmoterolu.
Ależ ten lek został zarejestrowany i od 2008 roku jest na rynku!

Nadal jest pan przekonany, że stracił pan stanowisko, bo nie zgodził się na rejestrację detraleksu, preparatu na poprawę krążenia produkowanego przez Servier?
Komuś nadepnąłem na odcisk lub kogoś przestraszyłem. A że się nie uginam, nastąpiła lawina bardzo dziwnych zdarzeń.

Na początku stycznia były pracownik firmy Servier ostrzegał pana, że coś się szykuje. I wspominał o pieniądzach dla PSL. A potem o detralex zaczęło pytać Ministerstwo Gospodarki.
Nie chciałbym o tym mówić, bo ta sprawa jest w ABW.

W sprawie detraleksu interpelowali też posłowie z SLD i LPR, m.in. wicemarszałek Sejmu Marek Kotlinowski.
Pismo marszałka Kotlinowskiego złożyłem u pani minister Ewy Kopacz.

Dotyczyło detraleksu?
Tak.

Czy to normalne, że jakimś lekiem nagle interesuje się tylu polityków?
To wszystko wygląda groteskowo. Nagle cała Polska zajmuje się jednym lekiem i - co jest smutne - nie jest to lek polskiej produkcji. Detralex to ekstrakt ze skórki pomarańczowej i innych cytrusów. Jego cena jest niewspółmierna do kosztów wytwarzania. Firma zarabia duże pieniądze i o te pieniądze się niepokoi.

Czy Ministerstwo Gospodarki wcześniej interesowało się lekami?
Detralex jest wyjątkiem. Jak sięgam pamięcią, to wcześniej nie zdarzało się, że Ministerstwo Gospodarki pytało mój urząd o przebieg rejestracji leków.

Ma pan pewność, że detralex jest bezpieczny?
Gdybym takiej pewności nie miał, natychmiast zostałby wycofany z aptek.

Jak pańscy współpracownicy zareagowali na pańską dymisję?
Wiele osób mówi mi, że dobrze się stało, że ktoś powiedział "nie" dużemu koncernowi. Mówią, że poległem dla sprawy. Ale niczego nie żałuję.