Kamila Wronowska: Startuje pan do Parlamentu Europejskiego, czy nie?
Józef Oleksy: Moja gotowość w tej sprawie znacznie osłabła, a wręcz zbliżyła się do zera.

Nikt nie zaproponował panu startu?
Propozycji, którą uznałbym za poważną, nie było. Kiedy rozpadła się idea wspólnej listy, zmieniło to w sposób zasadniczy moje motywacje. Winę za niepowodzenie wspólnej listy wcale nie ponosi tylko SLD i Grzegorz Napieralski, ale też Włodzimierz Cimoszewicz i inni. Bo SLD mogło w wielu sprawach ustąpić. Ale była pewna granica. A tą granicą dla SLD było zachowanie własnej tożsamości partyjnej. I Cimoszewicz dobrze wiedział, że ta granica istnieje. Ale mimo to zastosował swoisty dyktat. Tym samym przesądził o niepowodzeniu idei wspólnej listy.

Reklama

>>> Cimoszewicz: Doceniono moje kompetencje

Dyktat dotyczył tylko nazwy wspólnego komitetu wyborczego?
Także. Napieralski zgodził się na kandydaturę Janusza Onyszkiewicza. Ale poszło o upór. Cimoszewicz, a on po prostu jest taki, chciał wykreślenia z nazwy słowa lewica. Tak samo było, kiedy z SdRP tworzyliśmy SLD. Godzinę musieliśmy go wtedy przekonywać.

Nie może pan wystartować z listy SLD?
Mnie nie interesuje tylko obecność na liście. Mnie interesowało wejście do Parlamentu Europejskiego. A decyzje o tym, kim obsadzić tzw. okręgi biorące, już dawno zapadły. Przy okazji rozmów o listach ujawniły się stare spory i urazy, które działają silniej niż wieloletni dorobek i ideologia. W SLD powinno się jeszcze wiele zmienić, by usunąć bezwład wewnętrzny.

Urazy u kogo się najsilniej ujawniły?
U niektórych kolegów.

U Cimoszewicza?
Też.

Cały wywiad z byłym premier Józefem Oleksym w piątkowym wydaniu DZIENNIKA