Od listopada ubiegłego roku, kiedy Sejm uchwalił, że nawet burmistrzowie i prezydenci miast mogą zatrudniać od trzech do siedmiu asystentów lub doradców, trwa krytyka gabinetów politycznych. I opowiadanie o tym, że dobrze by było - zwłaszcza w dobie kryzysu - skasować gabinety terytorialne na szczeblu samorządów i ograniczyć ich liczebność w ministerstwach. I co? I nic - akcentuje gazeta.
Były wprawdzie jakieś rozmowy koalicyjnych partii, mówi się, że PSL nadal nie chce gabinetów, podobno PO się z tym zgadza, ale... Krytykowany status quo trwa i ma się dobrze. Co w tych gabinetach jest, że propozycje ich ograniczenia budzą taki opór? - docieka "Trybuna".
Do podstawowych zadań ludzi pracujących w gabinetach politycznych należy m.in. zapewnienie doradztwa programowego i ogólnopolitycznego swojemu ministrowi, inicjowanie działań w sferze, za którą pryncypał odpowiada oraz monitoring skutków tych działań.
Czy wszyscy pracownicy gabinetów politycznych są w stanie temu podołać? Prominentni działacze PSL lubią mówić, że nie, że często tylko noszą teczki za ministrami.