Ultimatum Mojzesowicza to efekt decyzji kierownictwa PiS, które jeszcze przed świętami zdecydowało, że liderem listy będzie Ryszard Czarnecki. Tym samym zmieniona została wcześniejsza decyzja zarządu partii, że "jedynkę" otrzyma bydgoszczanin Kosma Złotowski, były poseł i senator, który piastował też stanowisko prezydenta miasta.

Reklama

Mojzesowicz o zmianie dowiedział się z mediów. Zapowiedział wówczas, że musi się zastanowić nad dalszym funkcjonowaniem w PiS. Liderzy partii łudzili się, że przez święta złagodnieje i odpuści. Nic z tego. Poseł postawił twarde ultimatum: albo zmiana lidera, albo odchodzi.

Termin ultimatum mija we wtorek. Ale już w sobotę rada polityczna PiS ma ostatecznie zaakceptować listy wyborcze. Joachim Brudziński zapewnia, że o zmianie lidera w Bydgoszczy nie ma mowy. "To nie są wybory lokalne" - ucina druga osoba w partii. "Często Warszawa patrzy na pewne rzeczy zbyt pryncypialnie" - przekonuje jednak bydgoski działacz PiS Tomasz Rega.

>>>Wrzenie w PiS. Bydgoszcz podnosi głowę

Władze partii obawiają się, że kiepska atmosfera w tzw. terenie może odbić się na wyniku wyborczym. W partii słychać już ostre głosy niezadowolenia po usunięciu z list eurodeputowanego Marcina Libickiego i odejściu z partii jego, dwóch wielkopolskich posłów oraz kilku radnych z Poznania. Wejście w eurokampanię z konfliktem wewnętrznym to czarny scenariusz. "Ale najgorsze, że znów wszyscy dywagują o rozłamach w PiS, bo to niszczy morale działaczy" - żali się jeden z naszych rozmówców.

Reklama

W ciągu ostatnich dwóch lat z PiS odeszło wielu polityków, którzy zajmowali ważne partyjne stanowiska. Najpierw partię opuścił wiceprezes Marek Jurek. Potem w jego ślady poszli kolejni dwaj wiceszefowie PiS - Kazimierz Michał Ujazdowski i Paweł Zalewski. Kilka miesięcy później z partii został wyrzucony jej współtwórca Ludwik Dorn. Wszyscy odchodzący narzekali na brak demokracji.

Zarzut lekceważenia partyjnych dołów stawia władzom partii także Mojzesowicz. "Nie ma bardziej demokratycznej partii niż PiS, czego dowodem jest choćby fakt, że pan Mojzesowicz może otwarcie krytykować władze" - odpiera zarzuty Brudziński. Sam jednak przyznaje, że odejście Mojzesowicza byłoby dla PiS prawdziwym ciosem. Jest bardzo popularny w środowiskach rolniczych i wiejskich. "Jest dużym atutem PiS i mam nadzieję, że z nami zostanie."

Reklama

>>>Poseł PiS stawia ultimatum Kaczyńskiemu

Ale Brudziński mówi też, że to nie poseł ustala kształt list do PE: "Poseł Mojzesowicz jest politykiem wyrazistym, lubi ostro artykułować swoje poglądy. Ale wybory do Parlamentu Europejskiego to nie są wybory lokalne, tylko ogólnopolskie. Statut PiS bardzo wyraźnie stanowi też, kto ustala ostateczny kształt list. Byłaby to wielka szkoda i strata, gdyby zrealizował swoje zapowiedzi" - mówi Joachim Brudziński.

Inny nasz rozmówca z władz klubu PiS bagatelizuje jednak groźby szefa kujawsko-pomorskich struktur. Przypomina, że Mojzesowiczowi zdarzało się już odchodzić. Faktycznie, w październiku 2006 r. Mojzesowicz deklarował, że zakończył działalność publiczną. W czerwcu 2007 r. złożył rezygnację z członkostwa w klubie PiS. Podkreślał wówczas, że "odejście z klubu równa się odejściu z PiS". Dwa miesiące później został ministrem rolnictwa.