Jarosław Kaczyński ma przeprosić Ludwika Dorna za swe sugestie, że były wicepremier i były marszałek Sejmu nie płacił alimentów - orzekł w czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie. Wyrok jest nieprawomocny.
>>> Rozwodzić się jak Dorn z Kaczyńskim – komentarz Michała Karnowskiego
Dorn chciał, by sąd nakazał Jarosławowi Kaczyńskiemu przeprosiny w mediach za "nieprawdziwe zarzuty dotyczące alimentacji", które w 2008 r. doprowadziły do "zorganizowanej nagonki politycznej" w mediach na Dorna i w konsekwencji usunięcia go z PiS.
Kaczyński wnosił o oddalenie pozwu. Twierdził, że nie mówił nigdy o niepłaceniu alimentów, a jedynie, że Dorn wystąpił o obniżenie alimentów, co było "wypowiedzią oczywiście prawdziwą".
Wróżono, że będzie to jeden z wielu procesów ciągnących się latami. Tymczasem sąd w błyskawicznym tempie doprowadził do końca "sprawy o alimenty". Proces ruszył w marcu. Wciąż niewiele wiadomo na jego temat, ponieważ postępowanie zostało utajnione na wniosek pełnomocnika Jarosława Kaczyńskiego. Sędzia powołała się na groźbę ujawnienia "szczegółów życia rodzinnego" w jawnym procesie.
Na ostatniej sprawie, przed świętami wielkanocnymi, stawili się zarówno Ludwik Dorn, jak i Jarosław Kaczyński. Obaj nie rozmawiali z dziennikarzami. Gdyby nie to, że nie podali sobie rąk, można by pomyśleć, że potraktowali sprawę po dżentelmeńsku i chcą ją załatwić między sobą, bez jej roztrząsania w serwisach informacyjnych.
"Nie widzę przełożenia pomiędzy tą obyczajową sprawą a sceną polityczną. Nie najlepszy wizerunek Jarosława Kaczyńskiego bardziej się nie pogorszy, a Ludwik Dorn nie zyska na tym zwycięstwie" - mówi politolog Bartłomiej Biskup. "Ci, którzy nie lubią Jarosława Kaczyńskiego, za pewne ucieszą się, że ktoś utarł mu nos. Ci, którzy go lubią, powiedzą: trudno - zdarzyło się."