Należący do wspierającego Kreml oligarchy Uliszera Usmanowa dziennik "Kommiersant” i agencja prasowa Interfax w czwartek poinformowały, że zimą doszło do dyplomatycznego zgrzytu między Warszawą a Moskwą. Najpierw strona polska wydaliła dwóch pracowników rosyjskiego ataszatu wojskowego w Polsce. W ramach retorsji Rosjanie kazali opuścić kraj dwóm polskim dyplomatom.

Reklama

>>>Sikorski jedzie do Moskwy

Poza twierdzeniami dziennikarzy, którzy powołują się na "dobrze poinformowane źródła”, ani polskie władze, ani Rosjanie nie chcą potwierdzić tych doniesień.

Zgodnie milczą polscy politycy z różnych opcji: "Nic nie wiem, nic nie komentuję" - ucina rzecznik rządu Paweł Graś. "Nie mam nic do powiedzenia" - mówi szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło. "Nie komentujemy sprawy" - tyle Piotr Paszkowski, rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych. "Rząd nie komentuje, ja też nie będę" - to z kolei Janusz Zemke, poseł z sejmowej komisji ds. służb specjalnych.

Reklama

Skąd taka cisza? Rosyjskie media twierdzą, że zabiegali o to sami Polacy. "Całkiem możliwe, że nie zależy rządowi na nagłaśnianiu sprawy" - mówi jeden z polskich analityków od spraw bezpieczeństwa. I wylicza przyczyny: "Za kilka dni spotkanie Sikorskiego z Siergiejem Ławrowem w Moskwie, trwają zabiegi o wizytę Putina bądź prezydenta Dmitrija Miedwiediewa w Polsce, prowadzimy trudne negocjacje na temat dodatkowych dostaw gazu do Polski. To wszystko powoduje, że nie warto zaogniać sprawy".

Dlaczego zatem informację upublicznili sami Rosjanie, którzy często w relacjach z Polską posługują się metodą kontrolowanego przecieku? Tak np. było kilka miesięcy temu. Tuż przed spotkaniem premiera Donalda Tuska z Władimirem Putinem w Davos Interfax obwieścił, że Kreml w odpowiedzi na plany zawieszenia budowy tarczy antyrakietowej w Europie nie ma zamiaru instalować rakiet Iskander w graniczącym z Polską obwodzie kaliningradzkim. Wówczas w taki sposób strona rosyjska sondowała, jak zareagują państwa UE i NATO na pomysł złagodzenia ich polityki. I cel osiągnęła, bo na temat depeszy wypowiedzieli się Polacy, kwatera główna NATO oraz rząd USA. "Za upublicznieniem takich informacji zawsze kryje się jakaś intencja" - mówi Zbigniew Wassermann, były koordynator ds. służb specjalnych w rządzie PiS.

Jaki cel przyświeca Rosjanom tym razem? Informacja o cichym załatwieniu sprawy jest konfrontowana ze skandalem, jaki wybuchł również pod koniec kwietnia na linii NATO - Rosja. W czwartek brytyjski dziennik "Financial Times” poinformował, że NATO wydaliło dwóch rosyjskich dyplomatów, których podejrzewa o szpiegostwo dla rosyjskiego wywiadu cywilnego. Moskwa, ustami ambasadora Dmitrija Rogozina, już zapowiedziała "ostry odwet”. "Zestawiając te dwie sprawy, można spekulować, że Rosjanie dają sygnał, że nawet tak skłóceni ze sobą Polacy i Rosjanie umieją trudne sprawy załatwiać po cichu i nie robią z tego politycznego skandalu. Moskwa pokazuje kwaterze głównej NATO Warszawę jako przykład" - mówi nam wysoki rangą oficer polskich służb specjalnych.