Projekt jest już po pierwszym czytaniu w Sejmie. Przewiduje m.in. powołanie w każdej gminie tzw. zespołów interdyscyplinarnych. Zasiądą w nich przedstawiciele pomocy społecznej, policji, sądów, a także i oświaty, ochrony zdrowia i organizacji pozarządowych. Będą mogli wymieniać, gromadzić i przetwarzać informacje dotyczące m.in. stanu zdrowia i nałogów ofiar.
>>> Ta ustawa ma zrobić z dzieci obywateli
"To niezgodne z konstytucją i ustawą o ochronie danych osobowych" - twierdzi wiceszefowa SLD Katarzyna Piekarska. "Wyobraźmy sobie kobietę, ofiarę gwałtu, która dokonała legalnej aborcji. Zgodnie z tym projektem dowiedzą się o tym przedstawiciele organizacji pozarządowych, również katolickich" - alarmuje. I podkreśla, że o ile lekarza czy prokuratora obowiązuje w takiej sytuacji zachowanie tajemnicy, to członkowie organizacji pozarządowych za rozpowszechnianie informacji nie ponosiliby żadnej odpowiedzialności.
W podobnym tonie wypowiada się Joanna Piotrowska z Feminoteki. "Niedobrze by się stało, gdyby nagle wszyscy w mieście dowiedzieli się np., że kobieta, która stała się ofiarą przemocy, miała kiedyś w przeszłości problem z alkoholem" - mówi.
Projektu broni Beata Mirska ze stowarzyszenia "Same o Sobie". Twierdzi, że dzięki takim przepisom pracownik socjalny czy lekarz będzie mógł sam - bez zgody ofiar - zawiadomić o dziejącej się przemocy policję. "A często bywa tak, że kobieta czy dziecko boją się o tym donieść" - tłumaczy Mirska.
>>> Za wyzywanie dziecki będą surowe kary
Jednak Eleonora Zielińska, prawniczka zajmująca się tematyką praw kobiet, ma wątpliwości. Twierdzi, że pomocy narzucać nie wolno. Proponuje, by zespoły mogły przetwarzać informacje, ale tylko jeśli ofiara przemocy nie sprzeciwi się temu.
Magdalena Kochan, szefowa sejmowej podkomisji pracującej nad projektem, zapowiada doprecyzowanie projektu ustawy. "Tak by informacje nie były przekazywane niepotrzebnie wszystkim dokoła" - mówi posłanka PO.