"Część polityczna obchodów, czyli Szczyt Wyszehradzki, odbędzie się w Krakowie" - oświadczył premier.

"Intencją mojego rządu jest to, żeby uroczystości 4. czerwca były wielką promocją wysiłku Polaków, tego z czego możemy być dumni, bo to u nas się wszystko zaczęło 20. lat temu. To jeden z najważniejszych momentów naszej historii, którym możemy się chwalić" - mówił Tusk.

Reklama

Dodał, że jego rząd chce pomóc w organizacji tego święta, ale tak, żeby nie budziło ono żadnych negatywnych politycznych emocji. "Gospodarzem tego wydarzenia będzie Europejskie Centrum Solidarności" - mówił Tusk i dodał, że rząd przekaże na ten cel 35 milionów złotych. Przypomniał, że ECS zasiadają też związkowcy z Solidarności.

W tym samym czasie w Krakowie odbędzie się spotkanie polityków z grupy wyszehradzkiej - państw, które odzyskały wolność w 1989 roku. Tusk podkreślił, że nie mógł ich zaprosić do Gdańska, bo nie jest w stanie zapewnić im bezpieczeństwa. Nie chce też, żeby w 20 lat po obaleniu komunizmu w świat poszedł następujący obraz - oto robotnicy w Polsce wciąż walczą na ulicach i palą opony, a robotnicy z flagami Solidarności w dłoniach bija się z policją.

Reklama

"Rozumiem decyzję premiera" - powiedział prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. "To smutne, ale tak musiał się zachować odpowiedzialny premier." Winą za pomniejszenie znaczenia gdańskich uroczystości obarczył związkowców z Solidarności, w tym Karola Guzikiewicza, których nazwał zawodowymi zadymiarzami.

"Tusk nie odrobił lekcji z wolności. Albo ucieka przed związkowcami albo wysyła na nich policję. A tymczasem, decydując się na takie rozwiązanie, przegrywa coś, co jest ważne dla Polski" - mówi Marek Migalski, kandydat PiS do europarlamentu. Tłumaczy, że "to coś", to walka o historyczną prawdę na temat przemian w Europie Wschodniej i pamięć, że Polska jako pierwsza obaliła komunizm.

"A demonstracje i tak będą. Jeśli Tusk myśli, że związkowców nie stać na bilety, to się myli" - dodaje Migalski. "Jego gest kupią tylko ludzie zakompleksieni, którzy myślą tak: <O la boga. Co o nas pomyśli świat, jeśli zobaczy demonstracje w tym dniu?> Otóż pomyśli, że jesteśmy normalnym krajem. Demonstracje w demokracji to standard. Na tym polega koloryt demokracji."

Reklama

"Uroczystości będą, a ale bez elit politycznych. To chichot historii, bo kiedyś paliliśmy opony i byliśmy bohaterami, a teraz robimy to samo, ale jesteśmy chuliganami. Czy pojedziemy do Krakowa? Nie! Przecież Tusk nie jest nikim ważnym" - odpowiada Bogusław Ziętek, szef Sierpnia'80.

Natomiast szef NSZZ "Solidarność" Janusz Śniadek oświadczył dziś, że nie ma żadnych zagrożeń ze strony jego związku dla powagi uroczystości w Gdańsku, ale nie odpowiedział wprost na pytanie, czy odbędzie się manifestacja zaplanowana na ten dzień.

"Będziemy godnie obchodzić 4 czerwca w Gdańsku. I dobrze, że nie będzie tu Tuska, bo nie przeprosił stoczniowców za to, co się stało w Warszawie przed Pałacem Kultury i Nauki" - odpowiada Karol Guzikiewicz, wiceszef stoczniowej "Solidarności".

>>>Rząd ucieka przed zadymą do Krakowa

Szef rządu nie chce więc powtórki z ostatniego kongresu Europejskiej Partii Ludowej, organizowanego w Warszawie. Demonstracja "Solidarności" tuż obok zjazdu unijnych polityków skończyła się bitwą z policją. Został wielki niesmak, bo informację o kongresie przykryły zdjęcia pobitych stoczniowców.