Najpierw w czwartek Paweł Adamowicz na środku gdańskiej Starówki odczytał list otwarty do szefa stoczniowej "Solidarności" Romana Gałęzewskiego i jego zastępcy Karola Guzikiewicza. "Sprzeniewierzyliście się wspaniałej tradycji <Solidarności> - zarzucał im w emocjonalnym tonie. Natychmiast pismo znalazło się na stronach internetowych urzędu miasta. A już w piątek cały list został opublikowany w "Gazecie Wyborczej" i "Dzienniku Bałtyckim". Prezydent także w tym przypadku zadbał o formę. Pismo ukazało się jako całostronicowe, płatne ogłoszenie, a najważniejszy fragment listu został tak wybity w tekście, że wygląda jak wiersz:

Reklama

„Nie przyjadą. Nie podziękują.

Miało się odbyć wielkie radosne święto.

Nie odbędzie się.

Tym samym udało się Wam skompromitować Gdańsk.

Reklama

Udało się Wam skompromitować Polskę".

Za publikację pisma w obu gazetach gdański magistrat zapłacił sześć tysięcy złotych.

>>>Niesiołowski o 4 czerwca: "To będzie żałosna PiS-owska impreza"

Tyle że zdaniem Bogdana Lisa, byłego związkowca, dziś posła Demokratycznego Koła Poselskiego, cała sprawa kompromituje nie tylko związkowców, o których pisał Adamowicz, ale też samego prezydenta. "Mnie zadziwia bezradność polityków w tej sprawie i prezydenta Gdańska także. Powinien powiedzieć <nie> manifestantom, a takie biadolenie nic nie daje" - mówi Bogdan Lis.

Ale prezydent Gdańska broni swojej decyzji. "Przywracanie wartości w życiu publicznym jest warte więcej niż sześć tysięcy. Dlatego zdecydowałem się zabrać głos i nazwać na własną odpowiedzialność pewne zjawiska. Są daty, gdy powinniśmy czuć wspólnotę, a nie być w rozsypce i podlegać bieżącej rozgrywce politycznej" - powiedział DZIENNIKOWI Adamowicz.

Reklama

Ale jego współpracownicy nie kryją, że chodzi też o inne powody. Czwartego czerwca w związku z polityczną częścią obchodów do Gdańska miało zjechać dodatkowo kilka tysięcy osób. Miasto straci więc na tym także finansowo. "Utracone korzyści to dużo więcej niż 6 tysięcy. Chodziło o to, by pokazać stanowczą dezaprobatę całego środowiska, nie tylko prezydenta Gdańska" - mówi Emilia Salach-Pezowicz z gdańskiego ratusza. "Publikacja tego listu w gazetach to niepotrzebne wydawanie pieniędzy, ale może prezydent lepiej się poczuje" - ironizuje Bogdan Lis .

Urzędnicy magistratu zapewniają, że na tym koniec krucjaty i reklamowania listu w kolejnych mediach już nie będzie.