W czasie nadzwyczajnego zgromadzenia sędziów okręgowych w Warszawie temperatura sporu osiągnęła poziom rzadko spotykany na spotkaniach prawników. Sędziowie bronili niezależności sądów od władzy wykonawczej. "Czy ktokolwiek sobie wyobraża, żeby minister spraw wewnętrznych sprawował nadzór nad działalnością Sejmu i kontrolował wyznaczanie posiedzeń przez marszałka?" - pytał Dąbrowski.
>>> Czuma stawia na kontrowersyjnego sędziego
Według sędziów nadzoru nad sądami nie powinien sprawować minister sprawiedliwości, lecz I prezes Sądu Najwyższego i Krajowa Rada Sądownicza (KRS). Tymczasem zaproponowane przez rząd zmiany idą w odwrotnym kierunku. Rząd chce m.in. ograniczyć kompetencję KRS i zlikwidować zgromadzenie ogólne sędziów sądów okręgowych.
Frustracji nie ukrywali sędziowie z terenu. "Toniemy w biurokracji wygenerowanej przez resort, każdy minister wprowadza nową reformę, zapominając o tym, co zrobił jego poprzednik" - mówił sędzia Mirosław Gajek z Kielc. I dalej pytał: "Jak to się dzieje, że każdy, kto wchodzi w mury tego gmachu, od razu wie lepiej od innych? A gdy stwierdził, że pracuje nie dla pieniędzy, bo gdyby tego chciał, mógłby w czasach PRL pracować w SB, gdzie zarabiało się kilka razy więcej, zareagował minister Czuma. "Choć pan się zastrzegał, że nie dla pieniędzy pracuje pan w sądzie, to brawa pan dostał, gdy mówił pan o pieniądzach" - replikował. Na te słowa ministra sala zareagowała buczeniem.
>>> Tajemnicza podróż ministra sprawiedliwości
Czuma odpierał zarzuty sędziów, przypominając, że niedawno Trybunał Konstytucyjny uznał za legalny nadzór ministra nad działalnością sądów. "Pan Czuma źle interpretuje orzeczenie Trybunału, czym innym jest nadzór administracyjny, a czym innym merytoryczny" - mówi DZIENNIKOWI były prezes TK Andrzej Zoll. I dodaje: "Premier Tusk bardzo ryzykował, mianując na stanowisko ministra sprawiedliwości człowieka, który nie wykonywał zawodu prawniczego, wiele lat był zagranicą i nie zna naszych realiów".