Wielu polskich polityków walczyło, by podczepić się pod kasę irlandzkiego milionera. Łudzili się, że sfinansuje ich start z list Libertas. Jest inaczej. "To właśnie dlatego kolejne osoby i ich kanapowe partyjki się wykruszały" - twierdzi polityk, który brał udział w jednym z pierwszych spotkań z Ganleyem. Inny opowiada, że irlandzki milioner nie okazał się być "dobrym wujkiem z Ameryki". "To biznesmen, musi widzieć interes. Powiedział wprost, że jak będzie wyborczy efekt, to będzie kasa, ale nie na odwrót" - mówi osoba związana dziś z Libertas.

Reklama

Dlatego chętni do startu pod szyldem Libertas musieli się pogodzić, że sami będą zdobywać pieniądze na kampanię. W całej Europie partia stawia na zbiórkę pieniądzy za pomocą internetu. Ale polscy politycy nie wierzą w skuteczność tego narzędzia. Liczą głównie na bezpośrednie wpłaty. Od członków Libertas? "Raczej nie, bo mamy ich zaledwie kilku" - mówi pełnomocnik wyborczy KW Libertas Polska Daniel Pawłowiec. Przyznaje, że wpłacać mają sympatycy i sami kandydaci.

>>> Oto Libertas w całej Europie

Zasada jest prosta: ile kandydat chce wydać na swoją kampanię, tyle musi wpłacić na konto. "Ale nie więcej niż ok. 38 tys. zł" - mówi nasz rozmówca z Libertas. Tyle że limit wpłat od osoby fizycznej na fundusz wyborczy jest dwukrotnie niższy. Jak więc to możliwe, by nie złamać przepisów?

Reklama

Prawnicy Libertas, może nawet sam Roman Giertych, znaleźli lukę w przepisach. Każdy może wpłacić pieniądze na konto partii. "My te pieniądze przelewamy na fundusz wyborczy, ale już jako partyjne. A tu ograniczeń nie ma. I wszystko jest w porządku" - wyjaśnia polityk Libertas.

Z naszych informacji wynika, że jest już kilka osób, które wpłaciły ponad 30 tys. zł. "I nie ma mowy o metodzie <na Palikota>. Wpłacają ci, których PIT wskazuje, że ich na to stać" - zapewnia nasz rozmówca. I tłumaczy: "Przecież wiemy, że po kampanii nasze sprawozdanie finansowe weźmiecie pod lupę".

Libertas chce zebrać na kampanię przynajmniej milion złotych. "Maksymalnie co może się udać to trzy miliony, ale to raczej marzenia" - mówi jeden z kandydatów.

Reklama

>>> PO ma już dość. Ostrzega Wałesę

Dlatego partia oszczędza, gdzie może. Przy kampanii pracują jedynie wolontariusze. Wywodzą się z Młodzieży Wszechpolskiej. W ogóle większość kandydatów, którzy liczą na mandaty, pochodzi właśnie z tego środowiska. Mają jednak pomóc w kampanii także Annie Sobeckiej w Poznaniu. Inaczej ma wyglądać kampania w Szczecinie (z listy Libertas kandyduje Krzysztof Zaremba, do niedawna senator PO) i w Gdańsku, gdzie działać mają młodzi z Unii Polityki Realnej (tutaj „jedynką” jest Tomasz Sommer z tego środowiska). Na swoich ludzi musi też liczyć europoseł Dariusz Grabowski z Mazowsza. Jeszcze niedawno współtworzył Naprzód Polsko.

W trzynastu okręgach dopiero w przyszłym tygodniu zostaną otwarte lokale komitetu wyborczego Libertas. Poszukiwania trwały bardzo długo. Bo i wymagania były wysokie. Lokal musiał być jak najmniejszy i jak najtańszy. No i wynajęty na zaledwie kilka tygodni. Warunek przedłużenia wynajmu to zdobycie mandatów.

A co z ulotkami, plakatami, spotami telewizyjnymi? "Będą już w przyszłym tygodniu" - zapowiadają członkowie sztabu. Czy spoty będą emitowane także w płatnych pasmach? Niewykluczone, ale raczej nie w najdroższych, np. obok "Wiadomości" w TVP 1. Możliwe, że w TVP 3, gdzie jedna emisja 30-sekundowego spotu w najlepszym czasie antenowym to wydatek niespełna 2 tys. zł.

Na co jeszcze liczy Libertas? Aktywnie zabiega o poparcie Kościoła. "Nie mamy Radia Maryja jak w 2001 r." - utyskuje związany z tą rozgłośnią senator Ryszard Bender. Kiedyś działał w LPR, potem w PiS, a dziś kandyduje z Libertas. Ale politycy związani z partią Ganleya opowiadają, że popiera ich nawet 35 proc. polskiego episkopatu. "Ganley jest wśród nich bardzo popularny" - zapewnia jeden z naszych rozmówców.

>>> Wałęsa nie chce do Libertasu. Na razie

I przytacza historyjkę, która ma świadczyć, że hierarchowie są zwolennikami Libertas. Sytuacja miała ponoć miejsce w miniony poniedziałek podczas gali rozdania Wiktorów. Wśród uhonorowanych są kard. Stanisław Dziwisz i Lech Wałęsa. W pewnym momencie kardynał miał zwrócić się do byłego prezydenta ze słowami: "To chyba trzeba będzie poprzeć ten Libertas, panie prezydencie?".

"Ganley spotka się ze strony Kościoła z chętnym przyjęciem, nawet z uściskiem i błogosławieństwem" - ocenia szef kanału Religia.tv ks. Kazimierz Sowa. Zaraz jednak dodaje, że nikt z Kościoła otwarcie nie okaże poparcia tej partii. "Mogę sobie wyobrazić księży, którzy byliby mniej lub bardziej otwartymi kapelanami PiS, PO czy nawet PSL, ale nie umiem sobie wyobrazić takiego, który dorobi teologię polityczną do tez Ganleya" - podsumowuje Sowa.

Na pomysł powołania paneuropejskiej partii Libertas Ganley wpadł w lipcu 2008 r. Kilka miesięcy później trafił do Polski. Tutaj jego plan napotkał rafę w postaci skłóconego środowiska eurosceptyków. Ostatecznie zdecydował się na sojusz z Romanem Giertychem, gdyż ten deklarował, że kontroluje telewizję publiczną i że ma ludzi, którzy zorganizują kampanię. "No i urzekł Ganleya nienaganną angielszczyzną i manierami arystokraty" - śmieje się były polityk LPR.