"What?" - zapytał jeden z ministrów, gdy dociekaliśmy, czy konto Donalda Tuska na serwisie Twitter jest autentyczne. Okazało się, że nie. Ale nasz rozmówca należał do wciąż dużego kręgu polskich polityków, którzy nie mają pojęcia o najnowocześniejszych sposobach komunikowania się z wyborcami.

Reklama

>>> Mołdawski milioner odpowie za zamieszki

Jak na razie poza fałszywym kontem premiera, konta polskich polityków można policzyć na palcach jednej ręki. Od kilku miesięcy twittuje eurodeputowana PO Urszula Gacek. Od zaledwie kilku dni znani PiS-owscy spin-doktorzy, czyli Adam Bielan i Michał Kamiński. "Obaj dopiero się uczą, ale Bielan już robi duże postępy, widać, że czuje o co chodzi i wchodzi do ligi europejskich polityków" - chwali polityka Eryk Mistewicz, nazwany polskim Papa Twitterem.

To on propaguje to narzędzie wśród polskich polityków. I nieskromnie przyznaje, że w niedługim czasie grono zacznie się rozrastać.

Maciej Makuszewski, doradca w dziale korporacyjnym w agencji PR Euro RSCG Sensors, specjalizujący się w komunikacji w nowych mediach twierdzi, że polscy politycy zaczną masowo korzystać z Twittera, gdy przestaną się bać ludzi. "Oni przyzwyczaili się do komunikacji jednostronnej, gdzie mówią do kamery, a ktoś po drugiej stronie to ogląda i co najwyżej może zakląć pod nosem, jeśli mu się nie podoba. Świat się jednak zmienił i dlatego politycy muszą radykalnie przeformułować swoje strategie komunikacji" - uważa Makuszewski.

Reklama

>>> Oto rady dla polityków, którzy chcą twittować

Jak Bielan i Kamiński korzystają z Twittera? Pierwszemu zdarza się już pisać, że wracając ze spotkania wyborczego kupił pyszne truskawki. 'To pokazuje ludzką twarz polityka" - zachwala Mistewicz. Drugi wciąż trzyma raczej poziom posłanki Gacek i serwuje swoim czytelnikom suche komunikaty o planowanych spotkaniach i o tym, że było tam fajnie. " Twitter bardzo szybko weryfikuje, co polityk ma naprawdę do powiedzenia"- mówi Mistewicz.

Reklama

Twitter to serwis, który istnieje dopiero od marca 2007 roku. Zrewolucjonizował jednak internet. Zalogować może się tutaj każdy. Powstaje wówczas coś w rodzaju bloga. Ale nie ma tu miejsca na kilkustronicowe wpisy. Limit to 140 znaków - to mniej niż SMS. Można je Wiadomości można wysyłać z komputera czy z telefonu komórkowego. Każdy użytkownik posiada swój "krąg znajomych", którzy mogą czytać jego wiadomości. W skrócie to sposób na informowanie wszystkich, lub tylko wybranych, co si właśnie robi.

>>> Obama wygrał także w drugim życiu

Ogniskiem twitterowego wirusa w świecie polityki jest Barack Obama. Korzystał z tego narzędzia w czasie kampanii. Rozsyłał krótkie informacje o tym, gdzie przebywa oraz refleksje związane z wyborami. W jego "kręgu" znalazło się ponad 117 tys. internautów. "Obama zjednał sobie tłumy dlatego, że jako pierwszy był tak blisko wyborców. Można powiedzieć, że w czasie kampanii, dzięki działaniom w sieci, uścisnął dłonie dziesiątkom milionów ludz" - mówi DZIENNIKOWI Maciej Makuszewski, specjalista od komunikacji w nowych mediach z PR Euro RSCG Sensors. Przypomina, że stara zasada kampanii wyborczej mówi: "Jeśli zobaczysz kandydata w telewizji, który mówi coś, co cię interesuje, opowiesz o tym najwyżej swojej żonie. A jeśli kandydat powie ci to prosto w twarz, opowiesz o tym wszystkim, których znasz".

Od Obamy twittowaniem "zaraził się" Nicolas Sarkozy. Od niego ministrowie z francuskiego rządu. Potem ruszyła już lawina w Europie. Wielu polityków bardzo odważnie opisuje szczegóły swojej codzienności. "Jednym z najbardziej aktywnie twittujących jest dzisiaj premier Bułgarii" - mówi Mistewicz.