Ziobro we wczorajszych porannych "Sygnałach Dnia" skromnie mówił, że spodziewał się mandatu, ale nie tak doskonałego wyniku. Dostał ponad 300 tys. głosów. Ale w PiS już nazywają go największym przegranym tej kampanii. Dlaczego? I czy słusznie?

Reklama

>>>Skąd się bierze fenomen Zbigniewa Ziobro

"Zbyszek walczył głównie o to, by razem z nim do Brukseli poszło jak najwięcej jego ludzi" - mówi nam poseł PiS z południa kraju. Osobiście bardziej angażował się więc w kampanie Beaty Kempy we Wrocławiu i Arkadiusza Mularczyka w Warszawie niż we własną.

Celu nie osiągnął. Jego kandydaci nie wzięli mandatu. Kempa przegrała z prof. Ryszardem Legutką, który w sondażach miał fatalne notowania. Z kolei w Warszawie PiS nie zapracowało na drugi mandat.

Reklama

Ale to nie jedyna porażka byłego ministra sprawiedliwości. "Robiąc kampanię swoim faworytom, podważał decyzję prezesa, by tego nie robił. I naraził się nawet tym, którzy dotąd naprawdę go w partii lubili" - mówi nam członek władz PiS. Przypomina, że na głównej konwencji PiS we Wrocławiu, Ziobro jako jedyny z liderów list nie pojawił się na scenie obok prezesa. "A był wtedy na miejscu. To był wyraz lekceważenia" - twierdzi nasz rozmówca.

Polityk PiS z tzw. zakonu PC - "Ziobro przynajmniej trzy raz miał w tej kampanii rozmowy dyscyplinujące, a i tak robił swoje. I wszyscy to widzieli" - opowiada.

>>>Prezes PiS: Niech Ziobro uczy się języka

Reklama

Dlaczego Ziobro przypuścił atak od razu po wyborach? Jedni, wśród nich prezes Kaczyński, jako powód wskazują ambicje i zawiedzione nadzieje. Inni twierdzą, że taki miał od początku plan. "Dostać mandat i zacząć się dystansować od polityki partii" - mówi nam ważny polityk PiS. Jaki miałby w tym cel? Racjonalnie myślący spodziewają się, że podobny wynik jak w niedzielę czeka nas w wyborach samorządowych, parlamentarnych i prezydenckich. Po serii klęsk nie da się już uciec od rozliczeń personalnych. "A wówczas Ziobro mógłby wrócić" - uważa nasz rozmówca.

Czy jego partyjni przeciwnicy zrobią coś, by zniszczyć te plany? Z naszych rozmów wynika, że na planowanym w tym tygodniu komitecie politycznym nikt nie szykuje rozliczenia Ziobry za wczorajszą krytykę. "Chyba że sam prezes znów nie zdzierży" - zaznacza jeden z członków tego gremium. Jego zdaniem obaj bracia - i Lech i Jarosław - mają już dość Ziobry i jego kolejnych akcji. "Nie zdziwię się, jeśli skończy jak Ludwik Dorn" - uważa jeden z młodych posłów PiS.

Ale czy to jest prawdopodobne? Raczej nie. W końcu za Ziobrą stoi wielki kapitał: to nie tylko popularność w Krakowie, ale i poparcie w Toruniu od o. Tadeusza Rydzyka. Również prezes PiS zaprzecza, że Ziobro poniesie konsekwencje. Kilka razy podkreślał wczoraj, że chce oddzielić grubą kreską minioną kampanię. "Ale jeśli Ziobro będzie się napraszał, to dostanie rykoszetem" - zapewnia jeden z polityków PiS. W jaki sposób? Choćby tak, jak zrobił to wczoraj Adam Bielan. W czasie konferencji prasowej prezesa mimochodem wspomniał, że kampanii telewizyjnej PiS szefował Jacek Kurski. "A przecież w sztabie działał także brat Ziobry. W dodatku to apele jego grupy wymusiły decyzję, by zrezygnować w kampanii z trzech aniołków, które dawały nam wzrost w sondażach" - opowiada jeden z członków sztabu PiS w tych wyborach.

Czy Ziobro może odejść z partii, z kim? "Jest cwany i nie będzie robił żadnych ruchów innych niż pozorowane. Poczeka na swoją szansę, choć paradoksalnie dzisiaj znacznie się oddalił od osiągnięcia wielkich celów w PiS" - ocenia polityk PiS wywodzący się z dawnego PC.