Lech Kaczyński napisał list do uczestników 51. Zjazdu Katedr i Zakładów Prawa Konstytucyjnego. Co w nim proponuje?
• By rozważyć możliwość wydłużenia kadencji głowy państwa z 4 do 7 lat
• I wykluczyć możliwość ubiegania się po tym czasie o reelekcję.
Skąd u prezydenta propozycja wydłużenia kadencji? Lech Kaczyński przekonuje w liście do prawników, że takie rozwiązanie zwiększyłoby rolę prezydenta jako arbitra w politycznych sporach.
>>>Kaczyński chce wydłużenia prezydentury
Ta argumentacja nie przekonuje jednak konstytucjonalistów. "Taki prezydent musiałby najpierw sprostać wymogom bezstronności, apolityczności i ponadpartyjności" - mówi dr Ryszard Piotrowski. Podkreśla też, że siedem lat bez wyborczej weryfikacji może znużyć wyborców. A prof. Piotr Winczorek zastrzega, że oczywiście ta zmiana nie mogłaby dotyczyć kadencji obecnej głowy państwa.
Po co więc Lech Kaczyński proponuje takie rozwiązanie? "Prezydent wykorzystał nadarzającą się okazję do wzięcia udziału w naukowej dyskusji i przedstawił swój pogląd" - zapewnia minister Andrzej Duda z Kancelarii Prezydenta. "Wszyscy są zaskoczeni, my też. Ale traktuję to jako prowokację intelektualną, do której prezydent ma praw0" - przekonuje poseł Andrzej Dera z PiS.
>>>Szef PiS: Nie było dotąd lepszego prezydenta
Co na to polityczni oponenci Lecha Kaczyńskiego? Sławomir Rybicki z PO, wiceszef komisji zajmującej się zmianami w konstytucji, uważa, że prezydent proponuje dość nowatorskie rozwiązania. Zwraca uwagę, że we Francji prezydent urzędował aż siedem lat i jego kadencja została skrócona do pięciu.
W weekendowym wywiadzie dla DZIENNIKA wicepremier Grzegorz Schetyna zapowiadał, że przyszedł właśnie najlepszy czas na zmiany w ustawie zasadniczej. I zapewnił, że PO opowiada się za wprowadzeniem w Polsce systemu kanclerskiego, a więc z silną władzą premiera wybieranego przez parlament. "To dominujący w Polsce pogląd" - zapewnia Rybicki. A jak ocenia szansę na zmianę konstytucji w tej kadencji? "Bardzo mało prawdopodobne, ale dyskutować trzeba" - mówi.
Prezydent w tym samym liście nie tylko proponuje, ale też przestrzega. Przed czym? Przed groźbą dominacji jednej partii. "Stan ten, jeżeli jest utrwalany i pogłębiany wyraźnym poparciem większości środków masowego przekazu, może prowadzić do powstania systemu faktycznie monopartyjnego, będącego zagrożeniem dla pluralizmu politycznego i ustroju demokracji parlamentarnej” - napisał Lech Kaczyński.
"Przecież na tym polega demokracja, że większość może chcieć i prezydenta, i rządu z tego samego obozu" - dziwi się prezydenckim troskom poseł Rybicki. A Andrzej Dera uspokaja: "W obecnej konstytucji zagrożenia takim systemem nie ma."