Skąd więc wziąć środki? Według nieoficjalnych informacji większość oszczędności ma pochodzić nie z budżetów ministerstw, ale z rezerw celowych. Tam mają się znaleźć dwa spośród trzech poszukiwanych miliardów złotych.
>>>Ministrowie zetną wydatki lub odejdą
Budżet Ministerstwa Zdrowia w wysokości 4,7 mld zł ocalał. Nawet według opozycji to bardzo dobra decyzja i jedyna możliwa. "Minister zdrowia nie powinna oddać ani złotówki pod groźbą własnej dymisji" - mówi Bolesław Piecha z PiS.
>>>NFZ tnie kontrakty. Będzie coraz gorzej
Dlaczego? Bo cięcie w tym resorcie byłoby dramatyczne w skutkach. Już w lutym podczas pierwszej akcji szukania oszczędności ministerstwo zaoszczędziło ponad 300 mln zł. Głównie na inwestycjach. Ale 52 mln zyskano, przekazując finansowanie przeszczepów nerek, trzustki, wątroby i szpiku NFZ. Operacja ta była bardzo ryzykowna w sytuacji, gdy wydatki funduszu rosną lawinowo. Głównie na leki, ale nie tylko. NFZ ma 50,2 mld zł i politykom często się wydaje, że instytucja poradzi sobie z każdym dodatkowym wydatkiem.
Jest przeciwnie - sytuacja funduszu staje się dramatyczna. Od stycznia do maja do jego budżetu wpłynęło o ponad 618 mln zł mniej, niż planowano. Częściowo dziurę uda się załatać nadwyżkami z ubiegłego roku, ale co będzie dalej?
Na pewno nie można obciąć programu onkologicznego - już w ubiegłym roku stracił on 30 mln zł. Do tego kolejne grupy chorych czekają na pomoc państwa w sfinansowaniu nowoczesnych terapii. O zaspokojeniu oczekiwań społecznych, jak refundacja dziewczynkom szczepienia przeciwko rakowi szyjki macicy i małym dzieciom szczepienia przeciwko pneumokokom, już nawet mowy nie ma. To samo, jeśli chodzi o znieczulenia przy porodzie oraz większą dostępność cesarskich cięć - muszą one poczekać na lepsze czasy.
Z tego samego powodu nie widać końca w sprawie refundowania in vitro - realizacja tej zapowiedzi oznaczałaby kolejne wydatki.
Ponadto w kolejce po pieniądze już ustawiają się lekarze. Ich nowe roszczenia to paradoksalnie efekt podwyżek, które minister zdrowia dała w tym roku rezydentom, którzy dopiero zdobywają specjalizację. Po podwyżce zarabiają 3,9 tys. zł brutto. Czyli więcej, niż niejeden starszy rangą lekarz, od którego rezydenci się uczą. To wywołało oburzenie, które grozi wybuchem kolejnych strajków zaraz po wakacjach.
Pieniądze, jeszcze gdy nie było mowy o kryzysie, wywalczyli ratownicy medyczni. W zamian za dodatkowe 400 mln zł na sfinansowanie ich podwyżek związkowcy wycofali się z zapowiedzi ogólnopolskiej akcji protestacyjnej.
Jednak zdaniem ekspertów prawdziwy kryzys w służbie zdrowia dopiero przed nami.
Według prognoz liczba bezrobotnych będzie rosła, a to oznacza coraz mniej pieniędzy w NFZ. I nie można już liczyć, że pojawią się jakieś rezerwy.