ANNA GIELEWSKA, GRZEGORZ OSIECKI: Czy prezydent wystąpi w Sejmie w sprawie nowelizacji budżetu?
PIOTR KOWNACKI: Takiego planu na razie nie ma, ale niczego nie mogę wykluczyć. Bardziej prawdopodobny wydaje mi się jednak inny scenariusz. Gościli u prezydenta byli ministrowie finansów. Z jednym wyjątkiem namawiali Lecha Kaczyńskiego do zwołania Rady Gabinetowej w sprawie nowelizacji budżetu. Uznali, że jest to temat, który aż się prosi o takie spotkanie. Było cztery - jeden w tych poglądach. To na pewno dało prezydentowi do myślenia.

Reklama

Na tyle, że Rada zostanie zwołana?
Prezydent to rozważa, ale na razie nie podjął decyzji. Mamy złe doświadczenia, bo nawet zwykłe jego działania wynikające z prerogatyw konstytucyjnych bywają przedmiotem ataków. Specjaliści od propagandy z kancelarii premiera każdą najnormalniejszą rzecz potrafią pokazać jako awanturę. Bo wychodzą z założenia, i mają rację, że przy tym układzie sił jaki istnieje, szczególnie w mediach, każda kłótnia obróci się przeciwko prezydentowi. W efekcie wygra Tusk, a straci Kaczyński. Dochodzi do sytuacji, kiedy każda zwyczajna czynność prezydenta musi być rozważana pod kątem tego, co z tego zrobi połowa kancelarii premiera zajmująca się propagandą.

Prezydent zasięga opinii byłych ministrów finansów z różnych rządów. Czy zaprosi do siebie obecnego, Jacka Rostowskiego?
To wydaje się bardzo prawdopodobne. Ale raczej po 7 lipca, kiedy rząd przedstawi projekt nowelizacji budżetu.

To jaki będzie scenariusz: najpierw spotkanie z ministrem, potem Rada?
To spotkanie może zastąpiłoby zwołanie Rady albo było podstawą do podjęcia decyzji, czy ją zwoływać.

Czego prezydent chce się dowiedzieć od ministra?
Przede wszystkim chce poznać założenia nowelizacji budżetu. Same wnioski ujawni rząd. Ale ważne są założenia, np. czy zdaniem rządu w czwartym kwartale będzie dno kryzysu, czy to już będzie wychodzenie z dołka? Czy szczyt bezrobocia to będzie 12 % w tym roku czy przypadnie na przyszły i wyniesie 16 %? Jakieś założenia trzeba przyjąć, żeby konstruować budżet czy go nowelizować.

A co o tym mówili wczoraj poprzednicy Rostowskiego?
Byli jednomyślni w tym, że od jesieni zeszłego roku rząd wprowadza wszystkich w błąd. Upierał się przy kolejnych informacjach, o których wiedział, że są nieprawdziwe. Np. co do wskaźnika wzrostu 3,7% PKB w tym roku. To nie jest tak, że kryzys zaczął się dzień po wyborach europejskich a wcześniej nikt o nim nie wiedział. Tak jest tylko w Polsce w ustach premiera Tuska.

Ale o ewentualności nowelizacji rząd mówił od początku. A minister kiedy mówił o 3,7 % wzrostu PKB nie wykluczył korekty.
No tak, ale kiedy to mówił już wiedział, że tak nie będzie. Chyba że jest niekompetentny, a nie jest, więc wiedział.

Reklama

A które z pomysłów rządu na załatanie dziury budżetowej prezydent może poprzeć? Poza trzecią stawką słyszymy o ewentualnej podwyżce VAT, akcyzy, składki rentowej.
Przede wszystkim jest tak, że w tej chwili przedstawiane są cztery możliwe kierunki sięgania do naszej kieszeni po to, żeby potem ogłosić triumfalnie, że w trosce o Polaków tylko dwie zostaną wprowadzone. To jest po prostu zabieg propagandowy. To nieprawda, że zobaczy się jakie będą dochody. Najpierw trzeba podjąć decyzję o stawce podatkowej, a potem robić projekcję dochodów, a nie odwrotnie.

Ale co zrobi prezydent?
Na pewno będzie patrzeć na kilka elementów. Po pierwsze, czy dane rozwiązanie jest szczególnie dotkliwe dla najsłabszych grup społecznych, najbardziej odczuwających ten kryzys. Dlatego np. wzrost VAT-u na żywność na pewno mu się nie spodoba. Po drugie, prezydent uważa, że trzeba zrobić wszystko, żeby nie wzrosło bezrobocie. Powrót do wysokiego bezrobocia to tragedia, najcięższa choroba, której za wszelką cenę trzeba uniknąć.

Rozwiązania podatkowe będą na pewno analizowane z tego punktu widzenia. Po trzecie, żeby to było solidarne i ciężar rozkładał się na wszystkie grupy na takiej zasadzie, że jeśli ktoś jest w stanie udźwignąć więcej to raczej jemu dokładać.

Czyli trzecią stawkę by poparł?
Wolałbym sformułowanie typu tolerował albo zgodził się. Chodzi też o to, żeby te rozwiązania nie tłamsiły gospodarki.

Ustawy podatkowe pewnie będą wpływały do podpisu jesienią. Czyli rok przed wyborami prezydenckimi. Pan mówi, że rząd będzie podejmował decyzje z powodów propagandowych. A prezydent nie?
Prezydent potrafi podejmować decyzje, co do których jest przekonany, nawet jeśli one są niekorzystne politycznie. Przykład to weto w sprawie ustawy edukacyjnej wysyłającej sześciolatki do pierwszej klasy. Wszystko wskazywało na to, że będzie odrzucone, a mimo to nie wahał się. W przypadku podatków nie będzie decydująca kwestia wizerunkowa, tylko przekonań prezydenta co do skutków rozwiązań.