Odbywający się na jesień 1981 roku, w gdańskiej Oliwii I zjazd "S" przebiegał pod znakiem walki frakcji "fundamentalistycznej" - domagającej się twardej polityki wobec rządu - i "pragmatycznej", która postulowała politykę kompromisów. "Buzek potrafił poprowadzić ich do kompromisu. Głównie z tego zapamiętano go po tamtym zjeździe" - wspomina Władysław Frasyniuk. Zjazd zakończył się posłaniem do narodów Europy Środkowej i Wschodniej, które wyjątkowo rozwścieczyło komunistów.

Reklama

>>>Kaczyńscy zmartwychwstali dzięki Buzkowi

W stanie wojennym i po jego zakończeniu Buzek organizował struktury podziemne "S" na Śląsku i w Zagłębiu. Działał we władzach regionalnych i krajowych. "W atmosferze tamtego napięcia wzajemne zrozumienia było potrzebą tak pragmatyczną, jak potrzebą duszy. Buzek zapewniał to zrozumienie" - wspomina Jan Lityński.

>>>Tusk wygrał pensję na zakładzie o Buzka

Strajki końca lat osiemdziesiątych i obrady Okrągłego Stołu Buzka ominęły. Zajmował się pracą naukową na Politechnice Gliwickiej.

Reklama

Do polityki wrócił w 1997 roku. Niespodziewanie. Według anegdoty dowiedział się, że obejmie tekę premiera... leżąc na plaży w Hiszpanii. Jego kandydaturę zgłosił osobiście Marian Krzaklewski. I nie ogłaszając wyników pisemnych prawyborów w klubie AWS, po prostu wskazał go na premiera.

I mimo że Buzek jako jedyny szef rządu w III RP przetrwał czteroletnią kadencję - jego rządy upłynęły pod znakiem "rządzenia z tylnego siedzenia". Tym, który miał sprawować realną władzę, był szef "S" Marian Krzaklewski. "Ja odbierałem to jego premierowanie zupełnie inaczej. Dla Buzka to była wielka odpowiedzialność. Misja" - mówi ówczesny minister rolnictwa Artur Balazs.

Reklama

Jakim był premierem? Według anegdoty jednego z pierwszych dni urzędowania położył się zmęczony na dywanie, obok biurka w swoim gabinecie. Nie wiedział, że za ścianą ma specjalny pokój do wypoczynku. "Kiedy tylko zostałem ministrem, od razu przeszliśmy na ty. Buzek budował bardzo pozytywną atmosferę w rządzie" - wspomina członek Rady Ministrów w rządzie Buzka Ryszard Czarnecki.

W kwietniu 1999 roku Polska weszła do NATO. Później rozpoczęły się negocjacje z Unią Europejską. Rząd AWS przeprowadził cztery ważne, ale społecznie niepopularne reformy - emerytalną, zdrowia, administracji i oświaty.

Do tego doszły awantury w samej AWS. Pod koniec rządów, na jednym z posiedzeń Rady Ministrów, Buzek powiedział do swego ministra Michała Wojtczaka - "Zobacz, siedzi tu tylu znakomitych ludzi, których w następnej kadencji już tu nie będzie".

I rzeczywiście. Klęska w wyborach była porażająca. AWS nie zdołała nawet dostać się do parlamentu, a sam premier spotykał wówczas się z gwizdami - "Buzek na wózek".

Koło fortuny obróciło się w 2004 roku. Jan Rokita zaproponował, by Buzek startował do PE z list Platformy. Były premier uzyskał mandat z najlepszym wynikiem w kraju. Zagłosowało na niego ponad 173 tys osób. W dwa lata później prestiżowy miesięcznik "Parliament Magazine" uznał go za najlepszego deputowanego w kategorii badania naukowe i technologie.

W kwietniu 2008 roku zaczęły pojawiać się sygnały, że premier Donald Tusk sonduje, który z polskich polityków miałby szansę na objęcie teki szefa europarlamentu. Padało nazwisko Buzka. W ostatnich wyborach zdobył prawie 400 tys głosów. Wtedy był już niekwestionowanym kandydatem polityków PO na szefa PE. Ale nie tylko ich. "Jest miła memu sercu" - tak o kandydaturze Buzka mówił w kwietniu prezydent Lech Kaczyński.

Przez chwilę wydawało się, że polskie ambicje przekreśli Włoch Mario Mauro. Ale 5 lipca Mauro zrezygnował. W dwa dni później Buzek został oficjalnie zgłoszony jako kandydat EPP na szefa europarlamentu. Poparli go też Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy: frakcja, w skład której wchodzi PiS.