Urząd miasta w Sopocie zgodził się na przeprowadzenie protestu przed domem Donalda Tuska. Zdaniem urzędników, inna decyzja byłaby odmową prawa do swobodnego wyrażania poglądów. Przedstawiciel urzędu miasta dodał, że stoczniowcy w ogóle nie musieli prosić o zgodę na demonstrowanie. Musieli tylko powiadomić miasto o tym, że jest planowany protest. Miasto liczy na to, że Karol Guzikiewicz i członkowie stoczniowej "Solidarności" zachowają spokój.

Reklama

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że zgodę na protest wydała administracja prezydenta Jacka Karnowskiego - usuniętego z Platformy za zgodą Donalda Tuska. Karnowskiego oskarżono korupcję. Postępowanie w tej sprawie ciągle się toczy

>>>Gdańscy stoczniowcy ruszą na dom premiera

Karol Guzikiewicz, współorganizator protestu, zapewnił, że związkowcy pokażą klasę i będą protestować spokojnie. Ich celem nie jest bowiem polityczna zadyma, ale rozpoczęcie merytorycznych rozmów z rządem na temat przyszłości polskiego przemysłu stoczniowego.

"Jeśli do przyszłego czwartku premier nie porozmawia z nami o zwiększeniu odpraw dla zwalnianych pracowników stoczni rozbijemy namioty przed jego domem" - zapowiadali jeszcze niedawno związkowcy "Solidarności" Stoczni Gdańsk.

Dziś znowu mówią o rozbijaniu namiotów. Będą też transparenty, hasła, okrzyki... ale nie po godz. 22. Urząd miasta już zapowiedział, że policja będzie reagować, jeśli zostanie zakłócona cisza nocna lub złamane zostanie prawo.

"Namioty rozbijemy w taki sposób, żeby nie niszczyć zieleni. Premier mieszka w Sopocie niedaleko placu Andrzeja Grubby. Jestem tam skwer. Trochę zieleni. Stoły ping-pongowe. Nie jest to jakaś ekskluzywna willa - mówi DZIENNIKOWI Karol Guzikiewicz. A co jeśli premiera nie będzie wtedy w domu? "To znaczy, że nie jest człowiekiem honoru i nie potrafi rozmawiać. My ten protest urządzamy dlatego, że przez dwa miesiące nie odpowiadał na nasze listy. chcemy po prosu rozmawiać."

Reklama

Wydaje się, że to zaczyna przekraczać pewne granice, w Polsce dotychczas nieprzekraczalne" - skomentował zapowiedzi związkowców rzecznik rządu Paweł Graś.

Rzecznik zaznaczył, że nikt w Polsce nie zakazuje protestów, które odbywają się i w Warszawie, i w innych miastach. "Ale wkraczanie przez demonstrantów do domów prywatnych, atakowanie rodziny, czy Bogu ducha winnych sąsiadów - tak jak na przykład w przypadku pana premiera - uważamy za formę, która łamie dobre zasady życia publicznego, dobre obyczaje, nie służy wyjaśnieniu jakichkolwiek postulatów, a tylko zadymie i medialnemu poklaskowi organizatorów tego protestu na czele z panem Guzikiewiczem" - dodał Graś.