Wszystko przez anonimowy list, jaki Zbigniewowi Wassermannowi wręczył pewien były milicjant. Polityk wyczytał tam, że jest grupa oficerów policji i śledczych, która chce go skompromitować, nagłaśniając sprawę źle zamontowanej w jego domu wanny z hydromasażem.
O co chodziło w sprawie wanny? Wassermann pokłócił się z robotnikami remontującymi jego łazienkę. Twierdził, że podłączona przez nich wanna może porazić go prądem i zabić. Ekipa nie zgodziła się z politykiem, więc ten powiadomił prokuraturę. I tę właśnie sprawę - jak można było wyczytać w anonimie - oficerowie policji i śledczy chcieli wykorzystać przeciw Wassermannowi, który w rządzie Prawa i Sprawiedliwości koordynował służby specjalne.
Polityk przejął się tymi doniesieniami. Podobnie jak prokuratorzy, którzy na podstawie jego zeznań w sierpniu ubiegłego roku wszczęli śledztwo. Po przesłuchaniu najwyższych rangą oficerów policji nie znaleźli jednak nawet śladu spisku. I dlatego sprawę umorzyli.