Do tej pory każdy kongres czy konwencja partii Jarosława Kaczyńskiego nie mogły się obejść bez płomiennych ideologicznych przemówień i sali wypełnionej balonikami i chorągiewkami. Tym razem było jednak inaczej. "Działamy jak nowoczesna europejska partia" - tłumaczył nam jeden z organizatorów. Zmiany jednak nie wszystkim się podobały. "Strasznie tu nudno, zawsze to choć pośpiewać mogliśmy, a tym razem nic" - żalił się nam jeden z delegatów.
Tak zwanym szeregowym działaczom przez te dwa dni zdarzało się zresztą często narzekać, choćby na kongresową stołówkę. "Wszystko było twarde, a jeszcze trzeba było czekać Bóg wie ile w kolejce, by cokolwiek dostać" - oburzali się. Część osób zrezygnowała z fundowanych przez partię potraw i telefonicznie zamawiała pizzę. Jak się okazało, dobrze zrobili, bo i tak jedzenia dla wszystkich nie wystarczyło.
>>>Kaczyński: Trzeba zreformować Polskę
Główną bolączka zjazdu nie było jednak menu, ale porządek dnia, w którym część debat odbywała się równocześnie. Tak było na przykład w sobotę po południu, kiedy w głównej sali trwała debata na temat nauki i kultury, a w niewielkiej bocznej Paweł Kowal z Pawłem Poncyljuszem prowadzili dyskusję na temat polityki energetycznej. Rezultat był taki, że główna sala świeciła pustkami, a do małej szpilki wcisnąć nie było można. "Na główną salę wpuszczono tylko te panele, których prowadzący nie mają własnych aspiracji politycznych" - tłumaczył jeden z oburzonych działaczy.
Szczególnie dużo powodów do narzekań mógł mieć Zbigniew Ziobro. Choć zawsze gdy na sali padało jego nazwisko, rozlegała się burza oklasków, panel o bezpieczeństwie, w którym przemawiał, przesunięto na godziny wieczorne; frekwencja na sali była już znacznie mniejsza. Na domiar złego podczas jego przemówienia delegatom zaczęto rozdawać vouchery na hotele. W efekcie gdy kończył mówić, sala świeciła pustkami. Nie najlepsza frekwencja utrzymała się zresztą i drugiego dnia. By pustych miejsc nie było widać, w niedzielę rano część krzeseł z sali zabrano. To był błąd: kiedy o godz. 14 swoje wystąpienie rozpoczynał prezes PiS, sala znów się zapełniła i część osób nie miała gdzie siedzieć.
>>>Prezes PiS: Polacy muszą walczyć z układem
Podczas przemówienia Kaczyńskiego panowała kompletna cisza. Podobnie było tylko przy odtwarzaniu nagranej wcześniej przemowy Zbigniewa Religi o reformach koniecznych w służbie zdrowia. Zmagający się z rakiem profesor do Krakowa bowiem nie przyjechał, ale jego słowa partyjni koledzy nagrodzili owacją na stojąco. Zachwyt wywoływało też sobotnie wystąpienie prezesa. "Jest wybitne" - komentowali działacze, irytując się nieodpowiednim podejściem dziennikarzy do wygłoszonego manifestu. "Tylko napiszcie prawdę!" - apelował jeden z delegatów. -"Coś ty? Czego oczekujesz? Jak zwykle nakłamią!" - obruszał się jego kolega.
Z podobnym pozytywnym przyjęciem spotkały się również trzy posłanki PiS, które od kilku dni reklamują partię w spotach telewizyjnych. Grażyna Gęsicka, Aleksandra Natalli-Świat i Joanna Kluzik-Rostkowska wyglądały zresztą jak w reklamówce - wystąpiły tych samych strojach i fryzurach. "Świetnie wyglądasz, Grażynko" - komplementował byłą minister rozwoju regionalnego jeden z polityków PiS.
Delegaci skarżyli się natomiast na to, że Jarosław Kaczyński nie miał dla nich wystarczająco dużo czasu. "Myśleliśmy, że na kongresie prezes z nami tak normalnie porozmawia, że będziemy mogli podejść, zrobić sobie zdjęcie, a nie że wszystko będzie robione pod dziennikarzy" - skarżył się jeden z naszych rozmówców. Ale to były jedyne pretensje do szefa partii. Nikt nie mówił o liście Ludwika Dorna do byłych kolegów z PiS, w którym apelował o ograniczenie władzy Jarosława Kaczyńskiego. A cel kongresu jasno wytłumaczył jeden z jego współpracowników: "Bądźmy szczerzy, tu chodzi o sprzedanie naszego nowego wizerunku: partii nowoczesnej z nowoczesnym, mówiącym nowoczesnym językiem prezesem, i to chyba nam się udało".