Na miejsce samobójstwa strażnika pojechali jedynie policjanci: technik kryminalistyki, dochodzeniowiec oraz lekarz medycyny sądowej. Przez telefon poinformowali dyżurującego prokuratora, że nic nie wskazuje na morderstwo Mariusza K. Przez kolejne cztery dni Służba Więzienna utrzymywała w tajemnicy, że Mariusz K. jest strażnikiem, który przed dwoma laty nie upilnował w celi szefa gangu porywaczy i morderców Krzysztofa Olewnika. Co więcej: gdy bandyta się powiesił, był pod wpływem alkoholu i narkotyków.

Reklama

>>>Porywacz Olewnika pracował dla specsłużb?

"Wobec prokuratora, który nie pojechał na miejsce, zostanie wszczęte postępowanie dyscyplinarne" - zapowiedział na specjalnie zwołanej konferencji prasowej prokurator okręgowy w Elblągu Zbigniew Więckiewicz. "To był błąd i wyciągniemy konsekwencje dyscyplinarne" - wtórował mu sam minister sprawiedliwości, prokurator generalny Andrzej Czuma.

>>>Praca doktorska o porwaniu Olewnika

Teraz w obronie kolegi murem stanęli prokuratorzy w całym kraju. Argumentują, że regulamin nie zobowiązuje prokuratora do wizyty na miejscu samobójstwa. "Brak jest podstaw do karania naszego kolegi" - apelują w liście do ministra przedstawiciele prokuratorskich organizacji. Jeden z nich dodaje: "Przerazili się, że premier postąpi podobnie jak w przypadku byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Postanowili sami wskazać winnego, rzucić go na żer. Tylko że on żadnego błędu nie popełnił" - mówi jeden z naszych rozmówców.