Dzisiejsza rozprawa to pasmo krętactw byłego kapitana SB. "Zyta Gilowska była zarejestrowana jako kandydatka na tajnego współpracownika, a potem jako tajny współpracownik" - zeznał dziś Witold Wieczorek, były esbek, który zarejestrował byłą wicepremier jako TW "Beata". Wcześniej nic nie wspominał o tym, że rejestrował ją jako kandydatkę na TW.
Wieczorek zaplątał się też w sprawie trybu fikcyjnego zarejestrowania Zyty Gilowskiej jako TW "Beata". 2 sierpnia podczas pierwszej rozprawy lustracyjnej byłej wicepremier zeznał, że uzyskał zgodę przełożonych na rejestrację mimo braku podpisanego przez nią zobowiązania do współpracy z SB. Na kolejnych rozprawach przełożeni Wieczorka stwierdzili jednak, że to wierutna bzdura. Teraz więc były esbek tłumaczy, że uzyskał tylko zgodę nieoficjalną, bo gdyby napisał raport z prośbą o fałszywą rejestrację, wyleciałby z pracy.
Były esbek zmienił też zdanie w sprawie spotkań z Gilowską. Do tej pory twierdził, że informacje od Gilowskiej uzyskiwał podczas spotkań towarzyskich z małżeństwem Gilowskich. Jednak dziś rano jego żona Urszula, powiedziała, że w latach 80. kontakty były sporadyczne. Teraz były esbek tłumaczy więc, że mogło tak się zdarzyć, iż rozmawiał z nią sam na sam. "Po każdym zagranicznym wyjeździe Zyty Gilowskiej rozmawiałem z nią. Mogło się tak zdarzyć, że pod jakimś pretekstem wpadałem do niej do domu" - zeznał Wieczorek.
Zaplątał się też wyjaśniając inny wątek sprawy. 2 sierpnia przyznał, że do raportów, które miały pochodzić od TW "Beata" wpisywał informacje z wielu źródeł. Dziś nie był w stanie wytłumaczyć, dlaczego w przypadku raportów innych agentów wpisywał wszystkie źródła informacji, a w przypadku TW "Beata" podane jest tylko jedno źródło.
Wieczorek po raz kolejny zaprzeczył jednak, by Gilowska była tajnym i świadomym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.