Wyrok będzie nieprawomocny - strona z niego niezadowolona będzie mogła odwołać się do Sądu Lustracyjnego II instancji, a potem - do Sądu Najwyższego. Nie wiadomo jednak, czy ewentualnej procedury odwoławczej nie przerwie wejście w życie nowej ustawy lustracyjnej, która zakłada m.in. likwidację Sądu Lustracyjnego i urzędu Rzecznika.
Podczas trwającego od początku sierpnia procesu większość świadków, głównie byłych esbeków, zeznało, że Gilowska nie była tajnym i świadomym współpracownikiem SB. Ale mówili też, że nie słyszeli o fikcyjnych rejestracjach agentów. A tak tłumaczył istnienie "kwitów na Gilowską" Witold Wieczorek, który zarejestrował ją jako TW "Beata". Nie dał mu też wiary zastępca RIP Jerzy Rodzik.
"Pan Wieczorek w sposób podstępny wykorzystywał spotkania towarzyskie z panią Gilowską, słuchał, co opowiadała o swoim pobycie w Niemczech i następnie podstępnie powielał te informacje w formie meldunków" - ocenił mec. Piotr Kruszyński, obrońca wicepremier. I wielokrotnie podkreślał, że "nie ma żadnego materialnego dowodu, by Gilowska była tajnym i świadomym współpracownikiem SB". Nie zachowała się nawet teczka "Beaty". "Moje oświadczenie lustracyjne jest prawdziwe" - powtarzała z kolei Gilowska.
Gilowską zdymisjonował były premier Kazimierz Marcinkiewicz po tym, jak 23 czerwca Rzecznik Interesu Publicznego złożył do sądu wniosek o jej lustrację. Ona uznała, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" i złożyła zawiadomienie do prokuratury. Premier Jarosław Kaczyński chce, aby po oczyszczeniu przez sąd Gilowska wróciła do rządu.