Dziś większość urzędów kończy pracę zwykle nie później niż o 16. Bez wzięcia wolnego w pracy załatwienie najdrobniejszej sprawy graniczy więc z cudem. Sprawdziliśmy, czy urzędy - chociaż tylko w niektóre dni - mogłyby pracować dłużej. Efekt? Reakcja polityków była wręcz entuzjastyczna.

"To paląca sprawa. Wprowadzę w Warszawie dyżury do godziny 20 - dwa razy w tygodniu. Jak trzeba, będą czynne dłużej" - obiecuje nam świeżo upieczona prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Równie przychylnie zareagowali na ten problem inni samorządowcy, z którymi rozmawialiśmy - a większość urzędw, w których załatwiamy codzienne sprawy, podlega właśnie władzom lokalnym.



"Godziny pracy urzędników powinny być tak samo elastyczne jak innych pracowników. Przedłużę pracę administracji stopniowo. Najpierw do godziny 19. Jeśli będzie potrzeba, to o godzinę dłużej. I to powinien być ogólnopolski standard" - mówi dziennikowi.pl prezydent Gdyni Wojciech Szczurek.

Samorządowcom wtórują posłowie. "Jak sprawa nie ruszy, zgłoszę ją na posiedzeniu Sejmu" - obiecuje wicemarszałek Sejmu Wojciech Olejniczak z SLD. "Trzeba wprowadzić dyżury. To tylko kwestia przesunięcia godzin pracy. Nie wiąże się z dodatkowymi kosztami. Jeśli władze lokalne się tym nie zajmą, sięgniemy po środki ostateczne - zmiany ustawodawcze" - dodaje poseł PO Marek Biernacki.

Szef MSWiA Ludwik Dorn także nie widzi problemu, żeby wprowadzić przedłużone dyżury urzędników. "Wiem, że części ludzi ułatwiłoby to życie. Z punktu widzenia obywatela najwięcej najważniejszych spraw załatwia się w gminie. To jest postulat pod adresem wójtów gminy, a nie administracji rządowej. Ale trzeba się temu przyjrzeć" - dodaje.

Kropkę nad "i" stawia prof. Michał Kulesza, autor reformy administracyjnej państwa. "Urzędnicy muszą zapamiętać, że administracja to usługa, a ludzie z niej korzystają. Dyżury wieczorne, raz bądź dwa razy w tygodniu, to proste i idealne rozwiązanie" - przekonuje.