W połowie lutego ma się pojawić nowa lista leków refundowanych. Znajdą się na niej specyfiki po niższych cenach, pomagające ciężko chorym Polakom, bo dołoży do nich państwo. Producenci zażarcie walczą o to, by ich produkt znalazł się na liście. Bo jak jest tańszy, więcej się go sprzedaje, a oni i tak dostają dzięki dotacjom z budżetu całą swoją cenę.

Ale jak chodzi o pieniądze zwykle zaczynają się kłótnie. I tak producenci, jak pisze „Puls Biznesu”, uznali, że sposób dobierania leków na listy medykamentów refundowanych jest niesprawiedliwy. Zarzucają ministrowi zdrowia, że wszystko zależne jest od jego widzimisię. Skarżą się, że nie mają prawa do odwołania, kiedy ich lek zostanie odrzucony (wedle procedur, to producenci zgłaszają swe propozycje, a resort je ocenia i odrzuca bądź umieszcza w spisie). I że niejasne są zasady, według jakich są one oceniane. Sprawa jest na tyle poważna, że farmaceuci grożą skierowaniem sprawy do sądu przeciw ministerstwu.

"Nie komentujemy tej sprawy" - mówi dziennikowi.pl Paweł Trzciński, rzecznik ministra zdrowia.

Jak udało się nam nieoficjalnie dowiedzieć, resort producentów leków się nie boi. Bo po pierwsze: wedle nowych przepisów mają oni prawo do odwołania od decyzji o odrzuceniu ich leku z listy. Po drugie, kryteria wyboru są jasne: jeśli producent zgodzi się obniżyć cenę, lek wchodzi na listę, jak nie - nie wchodzi. Na szczęście cała ta wojna nie sprawi, że lista leków refundowanych zniknie i chorzy będą musieli płacić za nie pełną cenę. Nowa, zgodnie z planem, pojawi się w połowie lutego.