Andrzej Lepper zmienił podejście i z seksafery robi sobie żarty. Z uśmiechem na ustach, sypiąc przy okazji dowcipami, opowiada, że podda się testowi na ojcostwo. Nie zamierza nawet czekać, aż termin badań wyznaczy łódzka prokuratura prowadząca śledztwo.
Mało tego, niewykluczone, że na testy wicepremier zaprosi dziennikarzy. "Jeszcze nie jestem co do tego do końca zdecydowany, ale jeśli będziecie pisać, mówić i pokazywać prawdę, to może zaproszę na to i kamery. Nie mam nic do ukrycia" - przekonywał na dzisiejszej konferencji prasowej.
Wicepremier i minister rolnictwa jest przekonany, że testy wykażą, że nie jest ojcem dziecka Anety Krawczyk. Afera wybuchła, kiedy jego była partyjna koleżanka oświadczyła, że pracę w partii (była szefową biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego) dostała, bo sypiała z Lepperem i Łyżwińskim. Potem dziennikarzom mówiła, że w ten sposób zostało poczęte jej najmłodsze dziecko. Aż wreszcie... wycofała się. I oświadczyła, że z wicepremierem w ciążę jednak nie zaszła, choć nie chciała powiedzieć, z kim go pomyliła.
W łódzkiej prokuraturze, prowadzącej od grudnia śledztwo w sprawie seksafery w Samoobronie, wątek ten cały czas jest jednak badany. Kiedy wreszcie będą w sprawie Leppera jakieś konkrety? Prokuratorzy nie informują o postępach w sprawie.
"Dość tej afery. Sam pójdę na badania DNA. Jeszcze dziś się na nie zapiszę" - oświadczył przed kamerami Andrzej Lepper. Wicepremier chce w ten sposób udowodnić, że Aneta Krawczyk, która twierdziła, iż jest on ojcem jej dziecka, kłamała.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama