W Orlengate, która wybuchła, gdy wyszło na jaw, że mafia paliwowa ma swoje macki w wysokich urzędach państwowych, znów wielkie zamieszanie. A w zasadzie milowy krok wstecz. Prokuratura, do której trafiła sprawa, po zakończeniu badania jej przez sejmową komisję śledczą odkryła, że główny świadek kłamał.
Były biznesmen Andrzej Czyżewski przed komisją śledczą malowniczo opowiadał o tym, kto powiązany jest z mafią paliwową. Rzucał nazwiska prokuratorów, biznesmenów, wysokich urzędników państwowych. Jego zeznania były kluczowe dla całej sprawy.
Ale teraz może się okazać, że Czyżewski mijał się z prawdą. Bo właśnie znaleziono pierwszy dowód jego kłamstwa. Okazało się, że - wbrew żarliwym zaprzeczeniom - uczestniczył w posiedzeniu rady nadzorczej spółki paliwowej Dansztof, na którym podejmowano decyzję o podwyższeniu jej kapitału o 4 mln zł. Jest na to niezbity dowód: protokół z tego posiedzenia, na którym widnieje podpis biznesmena.
To oznacza, że reszta zeznań staje się niewiarygodna. Prokuratura zastanawia się, co z tym fantem zrobić. Może się bowiem okazać, że całe śledztwo będzie musiało ruszyć od początku. Jedno jest pewne - jeśli ekspertyza potwierdzi, że podpis biznesmena na dokumencie jest prawdziwy i niczego nie spreparowano, zostanie mu postawiony zarzut składania fałszywych zeznań. A za to grozi do trzech lat więzienia.
Prokuratura badająca aferę paliwową, tzw. Orlengate, ma dowód, że kluczowy świadek Andrzej Czyżewski kłamał. A to on sypał przed komisją śledczą nazwiskami prokuratorów i ministrów - według niego - współpracujących z mafią. Możliwe, że w związku z tym śledztwo trzeba będzie wszcząć od początku.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama