W sześciu resortach rządu Jarosława Kaczyńskiego jest po dwóch, a w Ministerstwie Gospodarki nawet trzech sekretarzy stanu. To niezgodne z ustawą o Radzie Ministrów, która nakazuje, by był tylko jeden sekretarz. Kancelaria premiera wyjaśnia jednak, że nie łamie prawa, bo dodatkowi sekretarze to pełnomocnicy rządu - pisze DZIENNIK.

Ale to tylko sposób na to, by stanowiska w rządzie mogli obejmować posłowie i senatorowie. Parlamentarzysta może pracować w administracji rządowej tylko na trzech stanowiskach: Prezesa Rady Ministrów, ministra lub sekretarza stanu. W każdym ministerstwie, zgodnie z art. 37 ustawy o Radzie Ministrów, może być tylko jeden sekretarz stanu.

"Niektórzy sekretarze stanu wspomagający premiera mogą w randze pełnomocników zostać oddelegowani do poszczególnych resortów" - przyznaje w rozmowie z DZIENNIKIEM Michał Kulesza, profesor prawa administracyjnego. Zaznacza jednak, że to powinny być wyjątkowe sytuacje. Tym bardziej że Rada Ministrów może powołać pełnomocnika "do określonych spraw", ale i w randze podsekretarza stanu. Takie przypadki są w rządzie tylko dwa. Bo mianowanie pełnomocników ma w zasadzie jeden cel: umożliwić parlamentarzystom objęcie stanowisk w rządzie. Taka sytuacja ma miejsce w sześciu resortach.

"To niezgodne z prawem działanie, które ma na celu zagwarantowanie rządowych posad dla prominentnych polityków PiS i partii koalicyjnych" - oburza się poseł Grzegorz Dolniak (PO), wiceszef sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych. Jego zdaniem najbardziej oburzające, że na tej liście jest MSWiA. "To resort, który powinien stać na straży prawa, a i omijanie, i łamanie go jest złamaniem prawa" - twierdzi.



"Ja nie widzę tu żadnej niezgodności" - uważa Małgorzata Sadurska z PiS, prawnik, członek tej samej komisji. Zaznacza, że każdy dodatkowy sekretarz stanu ma powierzone inne zadania jako pełnomocnik.