Inspektorzy Naczelnej Izby Kontroli mają ręce pełne roboty. "Jest w czym szperać. NIK może się natknąć na wiele kontrowersyjnych umów, przynajmniej na kilkadziesiąt tysięcy złotych" - twierdzi informator tygodnika w resorcie Kalaty. Praktyką w MPiPS jest bowiem podpisywanie przez pracowników umów zleceń na ekspertyzy, które powinni opracowywać w ramach swoich etatowych obowiązków. Najczęściej piszą je dyrektorzy, ale także ich zaufani pracownicy. Inkasują za to dodatkowo od kilku do kilkunastu tysięcy złotych.

Poprzednią kontrolę zlecił premier w kwietniu, po ujawnieniu, że Kalata za 11 tysięcy złotych miesięcznie zatrudnia wizażystkę, która robiła jej makijaż, malowała paznokcie i dobierała apaszki. A te szefowa resortu ponoć ubóstwia.