Wniosek wpłynął do Sejmu dzisiaj. Zdaniem Wandy Łyżwińskiej - zbyt późno, by móc się z nim zapoznać. Także posłowie nie zdążą się nim już zająć przed wakacjami. Dlatego dopiero po letniej przerwie Sejm zdecyduje o odebraniu posłowi parlamentarnej ochrony.

Śledczy jednak wciąż mają nadzieję, że głosowanie nad uchyleniem immunitetu odbędzie się szybciej, bo chcą posłowi Samoobrony postawić zarzuty w tzw. seksaferze. I to bardzo poważne. Łyżwiński jest podejrzewany o podżeganie do porwania biznesmena (grozi za to do 10 lat więzienia), wielokrotnego zmuszenia Anety Krawczyk i trzech innych kobiet do seksu z nim i innymi mężczyznami. Miał je przy tym szantażować utratą pracy w swym biurze poselskim lub Samoobronie.

Prokuratura wystąpiła również do Sejmu, by zgodził się na aresztowanie posła. Jednak najbliższe posiedzenie Sejmu zaplanowano dopiero na 22 sierpnia i raczej nie należy się spodziewać, żeby posłowie specjalnie zebrali się wcześniej, by głosować nad wnioskiem w spr. Łyżwińskiego. A nawet, jeśli sam poseł zrzeknie się mandatu, Sejm i tak musi to przegłosować.

Seksafera wybuchła w zeszłym roku. Była radna Samoobrony Aneta Krawczyk oskarżyła Stanisława Łyżwińskiego i Andrzeja Leppera o szantaż - praca za seks. Zarzuty w związku z tą sprawą usłyszał już m.in. były asystent Łyżwińskiego, Jacek Popecki, który miał podać ciężarnej Krawczyk środek na wywołanie poronienia.



Do łódzkiej prokuratury zgłosiło się wiele kobiet, które kontaktowały się z różnymi działaczami Samoobrony. Niektóre - specjalnie, by zeznawać - przyjeżdżały nawet z zagranicy. Z różnych źródeł dowiadywały się o kulisach seksafery. Wiele z nich potwierdziło wersję o molestowaniu lub nawet gwałcie, jakiego między innymi miał się dopuścić Łyżwiński.

Prokuratorzy nie znaleźli dowodów potwierdzających udział w aferze Andrzeja Leppera.