"On sugeruje swoim podwładnym, żeby oni złożyli wniosek i pozbawili mnie immunitetu. Jak premier może żądać, żebym ja się zrzekł immunitetu, kiedy nie ma takiego wniosku i nie ma takich zarzutów" - grzmiał Lepper na antenie TVN24. I zaraz dodał: "Premier wie, że leży w tej sprawie. Ja się mogę tylko śmiać z tego wszystkiego".

"Jutro zajmiemy się tym zawiadomieniem, jak każdym innym" - mówi dziennikowi.pl prokurator krajowy Dariusz Barski. "Jeśli dopatrzymy się znamion przestępstwa, rozpoczniemy postępowanie" - zapowiada.

PiS: To będzie sondaż poparcia Leppera w Samoobronie

PiS na słowa Leppera reaguje spokojnie. "Ta zapowiedź ze strony Samoobrony niewiele zmienia, aczkolwiek pogarsza atmosferę do rozmów. I to znacznie" - powiedział dziennikowi.pl wiceszef Prawa i Sprawiedliwości Adam Lipiński.

"To kolejny dowód na nerwowość pana Leppera" - komentował z kolei rzecznik rządu Jan Dziedziczak. Jego zdaniem, słowa szefa Samoobrony oznaczają, że "trzeba rozmawiać z tą partią, ale już mniej z Andrzejem Lepperem". A to dlatego, że współpraca z nim jest teraz "bardzo utrudniona".

"To jest zachowanie, które próbuje odwrócić uwagę od sedna sprawy" - komentował w TVN24 Karol Karski z PiS. Podkreślał, że "wszyscy musimy pamiętać, od czego to się zaczęło". Jego zdaniem, zarzuty Leppera nie mają podstaw. "Pan Lepper poznał prawo ze strony ławy oskarżonych. Obiektywnie zasad prawa nie zna" - tłumaczył.

Polityk PiS nie chciał jednak powiedzieć, czy deklaracja Leppera oznacza koniec koalicji. "Ja nie jestem zwolennikiem koalicji z Samoobroną. Ale to się kiedyś musi skończyć. Może to jest ten moment, kiedy z obrzydzeniem trzeba powiedzieć <dość>" - zastanawiał się Karski.

Reklama

Politycy PiS, jak udało się nam nieoficjalnie ustalić, traktują słowa Leppera jako sondaż poparcia, jakim cieszy się on we własnej partii. Zdają sobie sprawę z tego, że szef Samoobrony ma coraz słabszą pozycję w partii. Dla nich to, kto podpisze się pod tym wnioskiem, będzie sondażem, kto zostanie z Lepperem, a kto jest gotów wesprzeć PiS.

List premiera wywołał burzę

Premier w piątek w nocy wysłał do Andrzeja Leppera list, w którym zaapelował, by szef Samoobrony zrzekł sie immunitetu i poddał śledztwu. "Wzywam Pana do zrzeczenia się immunitetu i poddania się śledztwu. Jeśli jest Pan niewinny, to jest to jedyna droga do szybkiego oczyszczenia się, do wyjścia z kręgu podejrzenia. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy jako minister rolnictwa podjął Pan wiele pożytecznych inicjatyw i działań. Chcę wierzyć, że były one wyrazem rzeczywistej ewolucji Pańskiej postawy życiowej. Dlatego kieruję do Pana ten apel i jednocześnie pozwalam sobie przesłać go członkom Pańskiego Klubu Parlamentarnego" - napisał Jarosław Kaczyński.

Reakcja Samoobrony była błyskawiczna. Rzecznik partii Mateusz Piskorski mówił bez ogródek: "To jest sytuacja absurdalna, w której premier apeluje do przewodniczącego Leppera o zrzeczenie się immunitetu poselskiego w sytuacji, gdy nie ma wniosku o uchylenie tego immunitetu ze strony prokuratury". Piskorski głośno się zastanawiał, czy szef rządu nie ma przypadkiem zamiaru naciskać na prokuraturę, żeby taki wniosek skierowała do Sejmu. Zarzucił też, że list Jarosława Kaczyńskiego to tak naprawdę pogróżki pod adresem Leppera.

Wczoraj Lepper niespodziewanie oświadczył, że zrzeknie się immunitetu, ale pod jednym warunkiem - powołana zostanie komisja śledcza, która miałaby zbadać akcję CBA w resorcie rolnictwa. PiS natychmiast odrzuciło ten warunek. Ruch był po stronie Samoobrony. Ta wytoczyła ciężki oręż i zapowiedziała wniosek do prokuratury.

Wcześniej tygodnik "Wprost" doniósł, że Leppera w swoich zeznaniach obciążył m.in. wiceminister rolnictwa Maciej Jabłoński. Miał on powiedzieć śledczym, że były szef resortu osobiście zaangażował się w sprawę odrolnienia działki pod Mrągowem.