Trudno przesądzać, jaką rolę odegrał Andrzej Lepper w korupcyjnej aferze z odrolnianiem ziemi. Nie ma jednak wątpliwości, że jako minister rolnictwa chciał przeforsować rozporządzenie do ustawy o systemie identyfikacji i rejestracji zwierząt, które zalegalizowałoby posiadane przez jego syna stada bizonów. Jeden dopisek w załączniku do rozporządzenia miał zmienić dzikie bizony w bydło hodowlane. DZIENNIK dotarł do tych zapisów. Nie weszły w życie, bo przeszkodziło temu Ministerstwo Środowiska.

Po objęciu posady ministra rolnictwa w maju 2006 r. Lepper od razu próbował zalegalizować stado bizonów, które oficjalnie posiada jego syn Tomasz. W świetle ustawy o ochronie przyrody bizon w Polsce traktowany jest jak dzikie zwierzę - po wpisaniu na listę ras hodowlanych można byłoby je traktować jak zwierzę domowe. "Wpisanie bizona do rejestru zwierząt, które mogą posiadać tzw. paszporty, to ewidentna próba ich legalizacji, prymitywna i nieudana, ale próba" - mówi informator DZIENNIKA.

Już w czerwcu 2006 r. Ministerstwo Rolnictwa przygotowało projekt zmieniający rozporządzenie w sprawie księgi rejestracji bydła, świń, owiec lub kóz. Nowa regulacja prawna miała uaktualnić m.in. listę ras bydła i nadać im specjalne kody potrzebne do poruszania się po UE. Patent na zalegalizowanie bizonów był prosty: wpisać do rejestru dodatkową rasę (Bison bison) i nadać jej kod. Do pilotowania sprawy wyznaczeni zostali wiceministrowie wierni Lepperowi: Sebastian Filipek-Kaźmierczak i Marek Chrapka.

Projekt rozporządzenia trafił do ministerialnych konsultacji. Przytomny okazał się główny konserwator przyrody, który nie zgodził się, by w rejestrze figurowało amerykańskie zwierzę. "Rozpowszechnienie w Polsce bizonów mogłoby zagrozić polskiemu żubrowi, który jest gatunkiem chronionym" - tłumaczy decyzję Sławomir Mazurek, rzecznik Ministerstwa Środowiska.

Po odmowie konserwatora przyrody wiceministrowie Leppera łatwo nie rezygnowali. Posypały się pisma. Korespondencja trwała kilka miesięcy. DZIENNIK dotarł do jednego z takich monitów. "Dalsze nieuwzględnianie bizonów w systemie identyfikacji i rejestracji zwierząt, w sytuacji gdy wiadomo, że zwierzęta tego gatunku zostały sprowadzone do Polski, mogłoby spowodować obrót tymi zwierzętami poza wszelką kontrolą" - argumentował Chrapek w piśmie do resortu środowiska. Bezskutecznie. Ministerstwo pozostało nieugięte.

Stado 20 bizonów 28-letni Tomasz Lepper przywiózł w kwietniu 2005 r. Aby bydło mogło przekroczyć granicę kraju, zgodę musiał wydać wojewódzki inspektorat sanitarny. I wydał. Tylko że młody Lepper sprowadził je na granicy prawa, bo faktycznie zezwolenie na wwóz dzikich zwierząt daje Ministerstwo Środowiska. Takiej zgody syn szefa Samoobrony nie miał i jak ustaliliśmy, nigdy się o nią nie starał. Bizony są w kraju nielegalnie.

"Nielegalnych ludzi można deportować, zawrócić na granicy, z nielegalnymi bizonami nic nie można zrobić" - mówi nam pracownik resortu środowiska. "Pytaliśmy celników, jakim cudem wjechało do kraju sześć wagonów z bizonami. Potrafią znaleźć małe żółwie, a bizonów nie zauważyli?" - irytuje się nasz rozmówca. "Na nasze pisma odpowiedzieli, że nie mają obowiązku sprawdzać wewnętrznych granic Unii".

W bizoniej sprawie zapadł pat, bo z punktu widzenia prawa zwierzęta są na terenie Polski nielegalnie. Jednak nie można nakazać ich uboju ani zmusić do wywiezienia ich do Niemiec, skąd przyjechały.

Ustawa o ochronie środowiska zabrania wwozu bizonów, ale nie mówi, co należy zrobić, gdy te już znajdą się na terenie Polski. "Jedyne, co mogliśmy zrobić, to pisemnie poinformować pana Tomasza Leppera, że zwierzęta te muszą być izolowane w jego gospodarstwie. Nie mogą być też rozmnażane ani sprzedawane" - twierdzi rzecznik Ministerstwa Środowiska Sławomir Mazurek.















Reklama