W ten weekend dwie największe partie nie pozostawiły wątpliwości, jak będzie wyglądać nadchodząca kampania wyborcza. Jarosław Kaczyński i Donald Tusk starli się tak, jakby nikt poza nimi nie istniał na scenie politycznej. Padły ostre słowa o fałszywych rycerzach IV RP i wilczych kłach - pod adresem Tuska. I oskarżenia o zdradę idei "Solidarności" oraz oszalałe ambicje władzy kompromitujące Polskę - w stronę Kaczyńskiego.
Mimo że nikt jeszcze nie potrafi dziś powiedzieć, kiedy odbędą się przyspieszone wybory, politycy obu partii zachowywali się jak na ostatniej prostej przed głosowaniem. Pierwsza, choć w roboczej oprawie, do boju ruszyła w sobotę Platforma Obywatelska. "Słowo <zdrada> nasuwa się po wielu dniach tego ponurego spektaklu, który zafundowało nam PiS" - oświadczył szef PO Donald Tusk, rozpoczynając posiedzenie rady krajowej swojej partii w Warszawie.
I ogłosił, że PiS zawiodło miliony Polaków, którzy marzyli o lepszej Polsce. "Z ludźmi, którzy są reżyserami ponurego spektaklu, nikt nie będzie współpracował" - grzmiał Tusk. "Panie premierze, twoje państwo musi się skończyć. Koniec bałaganu PiS".
W tym czasie w gdańskiej hali Olivia już zbierały się tłumy sympatyków partii Jarosława Kaczyńskiego. Przywitany fanfarami premier miał na konwencji dowodzić, że jego rządy są pasmem sukcesów. Ale nie zapomniał powiedzieć, kto na drodze tych sukcesów mu stawał. "Rok 2005 był rokiem zmiany, ale także wielkiego nadużycia, oto zwolennicy kosmetycznych zmian albo zgoła zmian przeciwnicy przebrali się za rycerzy IV Rzeczypospolitej i wielu im uwierzyło. Dziś maski opadły" - grzmiał premier Jarosław Kaczyński i nie pozostawiał domysłów, o kogo mu chodzi.
Z nazwiska wymienił tylko jednego polityka - Donalda Tuska. I tylko w niego przez resztę weekendu bili politycy PiS. "Donald Tusk zatracił te resztki zdrowego rozsądku, którymi czasami się wykazywał" - dowodził Marek Kuchciński, szef klubu PiS, i sugerował, że szef PO jest w obozie chroniącym agentów, łapowników i gangsterów. A PO nie pozostawała dłużna. "To opinie z kosmosu" - komentował Bogdan Zdrojewski.
Kto ten pojedynek wygrał? Niezależnie od tego, kto ocenia, można powiedzieć, że na razie obie partie wyszły zwycięsko. Bo faktycznie obie zaczęły grać o to samo: sprowadzić tę kampanię do walki między sobą, pozostawić na scenie dwa wielkie bloki polityczne.
Na scenie politycznej nie liczy się nikt poza PiS i PO - tę strategię już od kilku tygodni sugerowali zarówno spece od marketingu politycznego Platformy, jak i PiS. Ten weekend pokazał nie tylko, że ta taktyka obowiązuje w praktyce. Dowiódł też, że jest ona skuteczna. Przez dwa ostatnie dni na plan pierwszy wysunęła się wojna na słowa liderów PiS i PO. W cieniu pozostawał Roman Giertych, wydawałoby się główny rozgrywający ostatnie wydarzenia w Sejmie. Cały LiS jakby nie istniał. Nie liczył się też SLD, którego szef Wojciech Olejniczak dramatycznie alarmował: "Donald Tusk chce tylko władzy dla siebie".
Mikołaj Wójcik: Ostro zaczęliście kampanię wyborczą w Gdańsku.
Joachim Brudziński: Formalnie to żadna kampania, bo PKW nie ogłosiła wyborów.
Jeśli nie wyborcza, to może po to, by przykryć obrady Rady Krajowej PO?
Nie żartujmy. Przyćmić spotkanie kilkudziesięciu działaczy Platformy mogłaby dobrze zorganizowana drużyna harcerska. Tu była spontaniczna reakcja kilku tysięcy sympatyków PiS raptem z kilku województw, tam znów fatalna organizacja PO. To po prostu lenie. Szumnie zapowiadali ofensywę programową. A wyszło to co zwykle: dzielenie Polaków na lepszych i gorszych. I agresja.
Zabolały was słowa Tuska o zdradzie?
Tusk mówi, że zdradzamy Polaków i ideały Solidarności, a na naszej konwencji występuje Jan Olszewski, który zaczął działalność opozycyjną w latach 50., gdy groziła za to śmierć. Jerzy Kropiwnicki to zdrajca? Najlepszą odpowiedzią na słowa szefa PO była wypowiedź prof. Gilowskiej: Donald, co cię napadło?
Premier mówił ostrzej.
Nie było żadnego ataku. Przypominają mi się słowa Donalda Tuska z 2005 r., że PiS wściekle ich zaatakowało. Ta wściekłość przejawiała się w spocie PO ze znikającymi towarami w lodówce i skądinąd sympatycznym pluszakiem.
Teraz zamiast pluszaka są wilcze zęby.
Siedząca koło mnie prof. Gilowska powiedziała, że jeśli już to politycznie trzeba mówić o szczerbatych i połamanych zębach Tuska. Trwa ostry spór między partiami. Szkoda że nie programowy. My pokazaliśmy swoje osiągnięcia gospodarcze. PO w tej sprawie milczy.
Joachim Brudziński jest sekretarzem generalnym PiS
Anna Wojciechowska: Przyzna pan, że konwencja PiS robiła wrażenie.
Bronisław Komorowski: Owszem, robiła wrażenie: dużej stypy, na której się dobrze bawiono. Trzeba mieć wiele wiary w siłę propagandy i promocji, żeby organizować taką stypę, kiedy samemu zapowiedziało się likwidację tego rządu.
Donald Tusk mówił, że dziś nikt uczciwy nie może współpracować z PiS. Sporo tych nieuczciwych?
Niech pani nie próbuje tak interpretować. Nie odmawiam tym ludziom uczciwości osobistej, ale zarzucam bezrefleksyjność. Ludzie uczciwi też popełniają błędy. A dziś każdy, kto ma refleksje, musi się wstydzić za Jarosława Kaczyńskiego.
A spłynie ta refleksja na ludzi PiS?
Ona jest, tyle że dziś przydeptywana i zaklaskiwana w ramach parteitagu. Znam wystarczająco dużo ludzi z PiS, żeby wiedzieć, co naprawdę myślą np. o rewelacjach Kaczmarka. Tyle że nie mają odwagi o tym mówić.
Za to Zyta Gilowska głośno pyta Tuska: Donald, co cię napadło?
Widać zdecydowała się przyjąć rolę przyzwoitki PiS i milczy o tym wszystkim, co się wydarzyło. Nie zadaje sobie pytań, choćby o to, kto zrobił tego okropnego Kaczmarka ministrem, jakie były jego związki z prezydentem.
Może wierzy w to, co mówi Jarosław Kaczyński.
Albo woli udawać, że wierzy.
Ale to w PiS są byli ludzie Platformy. I nie widać, by ktoś z PiS szukał gdzie indziej nadziei.
(śmiech) Zobaczmy. I to niedługo.
Co ma pan na myśli?
Nic więcej nie powiem.
A może jest tak, jak mówi premier: zza maski łagodnej owcy wychodzą teraz wilcze zęby Tuska?
Teraz to Jarosławowi Kaczyńskiemu jego PR-owcy próbują zakładać maskę człowieka z zasadami, kiedy wychodzi na jaw, że zasady państwa demokratycznego zostały pogwałcone.
Pierwsze starcie Tusk - Kaczyński w opinii ludzi mediów
Monika Olejnik, Radio Zet, TVN 24: Konwencja PiS była przygotowana bardzo profesjonalnie, robiła duże wrażenie, premier wyglądał świetnie, błyszczał tego dnia. Fantastyczne przemówienie miała Zyta Gilowska, dzięki której Jarosław Kaczyński był silny. Mniejsze wsparcie dostał od prof. Zbigniewa Religi.
Donald Tusk był źle przygotowany do swojego wystąpienia, na pewno był zbulwersowany tym, czego wysłuchał w nocy i może dlatego w przemówieniu odnosił się tylko do tych wydarzeń, a mógł przecież wypunktować różne słabości rządu. Premier był w o tyle lepszej sytuacji, że zatkał uszy i nie słuchał zeznań Janusza Kaczmarka. Uważam, że w tym starciu jest jeden zero dla Kaczyńskiego, choć powinno być odwrotnie. Bo jeżeli prawdą jest to, co mówi Kaczmarek - a może wyjaśnić to jedynie komisja śledcza - powinno być jeden zero dla Tuska.
Tomasz Lis, Polsat: Wynik tej rundy to zero zero, bo obaj liderzy mieli spore problemy z trafieniem do bramki. Retoryka i z jednej, i z drugiej strony była poza tarczą. Od premiera rządu 38-milionowego kraju nie oczekuję bajkowych metafor o owcach i wilkach, tylko poważnej analizy tego, co się stało, ewentualnie tego, co się nie wydarzyło. Oczekuję zmierzenia się z poważnymi zarzutami, a usłyszałem gratulacje dla ministra Ziobry. Jeśli nawet pan Kaczmarek nie mówi prawdy, to Ziobro już wiele razy się skompromitował.
Z kolei jeżeli za dwa miesiące mamy mieć wybory, to od lidera opozycji oczekuję czegoś więcej niż stwierdzenia, że żyjemy w patologicznym państwie. Ludzie chcieliby się dowiedzieć, dlaczego mają zagłosować na Platformę, kto jest jej kandydatem na premiera, jaki ma program. Kampania musi być poważną dyskusją o realnych problemach kraju, a nasi politycy tkwią w piaskownicy. A dyskusja ta, będąca referendum nad rządami poprzedniej władzy, nie może dotyczyć tylko sprawy Kaczmarka. Mamy autostrady do wybudowania, będzie Euro 2012, są problemy ze służbą zdrowia. My, obywatele, zasługujemy na coś więcej od polityków niż sypanie sobie piasku w oczy.
Grzegorz Miecugow, TVN: Trudno wskazać zwycięzcę, mówiłbym raczej o remisie. Ale premier był o wiele spokojniejszy, z kolei Tusk, który skupił się na wywodach Kaczmarka, mówił tak, jakby wszystkie zarzuty już się potwierdziły. A przecież nie można ich jeszcze przesądzić.
Tomasz Sakiewicz, "Gazeta Polska": Zdecydowanie pierwsze starcie wygrało PiS. Tusk był zmęczony, zły i pełen niedobrych emocji. Kaczyński pełen wiary w sukces, otoczony tłumem ludzi wierzących w zwycięstwo. Kaczyński mówił generalnie o Polsce, o przyszłości, o swoich dokonaniach, Tusk tylko o PiS. Gdyby wyliczyć błędy, które można popełnić przy kampanii, to Platforma popełniła wszystkie. Na kampanii PiS będzie ciążyła sprawa Kaczmarka, ale powtarzanie jej w kółko będzie słabiej uderzać. Jeżeli Platforma nie znajdzie niczego poza Kaczmarkiem, a on sam nie przedstawi żelaznych dowodów, to ten element kampanii będzie słabł.