"Zmarły prezydent nie zasługuje na takie miejsce w historii, jakie chce mu zafundować jego brat. To była kiepska prezydentura silnie utożsamiana z polityczną wizją prezesa PiS" - pisze na swoim blogu były premier Leszek Miller.
Według niego po wyborach prezydenckich prezes PiS podjął ostatnią próbę "utrzymania się na fali". W tym celu "jednym swoim zwolennikom nakazał zbierać chrust, a drugim rozdał zapałki. Po benzynę posłał Antoniego Macierewicza, który jak nikt inny potrafi przygotować palenisko i wzniecić awanturę"
Zdaniem Millera szef PiS wie, "jak łatwo z Polaków wydobyć nieufność, zawiść i nietolerancję. Jak nietrudno uzyskać poklask zlęknionych ludzi szukających prostych odpowiedzi na najbardziej skomplikowane pytania. Potrzebne są tylko tupet i odpowiedni język. Dlatego właśnie Kaczyński i jego towarzysze o ofiarach lotniczej katastrofy mówią: „polegli”. Twierdzą, że ponieśli męczeńską śmierć. Domagają się też, aby przejąć od śledztwo".
"Skoro polegli to, na jakiej wojnie? W walce przeciwko komu? Śmierć męczeńska, to śmierć świadoma. Nie ma przecież nieświadomych i przypadkowych męczenników. Kto zatem poleciał do Smoleńska wiedząc, że zginie? Kto pragnął złożyć ofiarę z własnego życia? Kto chciał oglądać rozpacz swoich bliskich i msze żałobne na swoją cześć?" - pyta na blogu Leszek Miller i przypomina traczną katastrofę sprzed lat.
"Na długo przed Smoleńskiem w pobliżu warszawskiego Okęcia zdarzyła się katastrofa samolotu Ił-62. Zginęli wszyscy m.in. Anna Jantar i bokserska amatorska reprezentacja USA. Czy Anna Jantar poległa? Czy amerykańscy sportowcy zginęli męczeńską śmiercią? Czy władze Stanów Zjednoczonych zażądały przejęcia śledztwa z uwagi na śmierć swoich obywateli?" - pisze Leszek Miller.
Zdaniem byłego premiera Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz takich pytań nie stawiają, bo mają inny cel. "Chcą wzrostu politycznego napięcia i delegitymizacji demokratycznie wyłonionej władzy. Skoro tak, tym bardziej trzeba zmierzać do izolacji podpalaczy i pełnego wyjaśnienia przyczyn kwietniowej katastrofy" - czytamy na blogu Leszka Millera.