"To będzie większa szkoda dla partii niż ewentualne przewinienia Kluzik-Rostkowskiej i Jakubiak. Tą decyzją PiS zapewnił sobie kilkudniowy medialny spektakl, przez kilka dni kampanii wyborczej wszystko, co na ten temat będą mówić - zarówno członkowie partii, jak i wyrzucone posłanki - będzie poddawane w wątpliwość i roztrząsane. Ale nawet jeśli jest to odpowiedź na jakieś problemy, patrząc z dobrą wiarą na wyjaśnienia posła Mariusza Błaszczaka, to zastosowane lekarstwo jest gorsze niż choroba.
Jest to postawienie wszystkiego na jedną kartę i to nie najmocniejszą. Jeśli traktować to jako odpowiedź na słowa posła Jacka Kurskiego, że PiS może wrócić do władzy tylko w razie jakiejś katastrofy, zakładając, że jest to wybranie jednoznacznego przekazu, bez niuansów, jakie były widoczne w kampanii prezydenckiej, to trzeba powiedzieć, że nie jest to najskuteczniejsza strategia. W tym roku mieliśmy już kilka burzliwych wydarzeń - katastrofę smoleńską, powódź, kłopoty z umową gazową, czy wreszcie zabójstwo w Łodzi - a żadne z nich nie uwiarygodniło przekazu PiS, nie wzmocniło partii w sondażach. Tylko w czasie kampanii prezydenckiej notowania PiS wyraźnie wzrosły.
Najciekawsze jest to, co teraz zrobią wyrzucone posłanki. Czy będą czekać na powrót do PiS w nowej roli, czy będą próbować stworzyć własną formację, czy raczej szukać miejsca w istniejących strukturach? Jest mało prawdopodobne, by znalazły miejsce w PO, ale mogłyby np. stworzyć skrzydło w PSL. PSL nie ma urzędujących posłów, którzy zdobyli mandat w wielkich miastach, więc nie ma tej blokady, że ktoś z czołówki musiałby się przesunąć, by zrobić im w przyszłości miejsce na listach. To mógłby być taki łagodny PiS w PSL - zagrożenie dla PiS i deska ratunkowa dla PSL.
Oczywiście Kluzik-Rostkowska i Jakubiak mogą próbować stworzyć coś własnego, ale jest to bardzo trudne. Wielu ostatnio próbowało: Marek Jurek, Kazimierz Ujazdowski, Janusz Palikot i widać na ich przykładach, że jest to strategia mniej obiecująca".