To powtarzanie rosyjskich tez i niedozwolony nacisk na śledztwo - uważają.
Z tą oceną nie zgadza się prezydencki doradca prof. Tomasz Nałęcz. Jak ocenił w poniedziałkowej rozmowie z PAP, argumenty przedstawione przez polityków PiS są "pozbawione racjonalności", gdyż pomijają fakt, że Polska jest demokratycznym krajem, gdzie każdy może wypowiadać swoje opinie, także prezydent. Prezydencki doradca zaznaczył też, że w państwie prawa wypowiedzi osób publicznych "nie są żadną rekomendacją czy dyrektywą" dla organów wyjaśniających sprawę smoleńską.
Prezydent Komorowski w rozmowie z TVP Info 1 stycznia mówił: "Jestem osobiście przekonany, że w jednym i drugim dokumencie (raportach strony polskiej i rosyjskiej - PAP), i - ewentualnie, aneksie polskim (...) nikt nie zakwestionuje tego, że główną przyczyną katastrofy była próba lądowania podjęta w warunkach pogodowych, które się do tego absolutnie nie nadawały".
"Jesteśmy zaniepokojeni tym tonem. To powtarzanie tez, które można było usłyszeć 10 kwietnia ze strony rosyjskiej. (...) To jest szczególnie niepokojące również w kontekście tego, co się dzieje w sprawie dochodzenia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Przecież Polska prokuratura nie otrzymuje materiałów ze strony rosyjskiej" - powiedział szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. "To świadczy przede wszystkim o braku kwalifikacji pana Bronisława Komorowskiego do wypełniania urzędu prezydenta Rzeczypospolitej" - dodał szef klubu PiS.
Krytycznie wypowiedź Komorowskiego ocenili też europosłowie PiS Ryszard Czarnecki i Tomasz Poręba. "Wypowiada te słowa polski prezydent, nie mając wiedzy i pełnej informacji o tym, jak wygląda śledztwo. Feruje daleko idące wyroki" - powiedział Poręba. "Od początku media rosyjskie mówiły o winie polskich pilotów. Szkoda, że prezydent stał się orędownikiem Rosji w tej kwestii" - dodał Czarnecki.
Szef parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz stwierdził, że prezydent Komorowski decydując się na taką wypowiedź mógł dopuścić się nadużycia swych kompetencji.
"Wypowiedź pana prezydenta Komorowskiego ma wszelkie cechy niedozwolonego nacisku na organa orzekające o przebiegu katastrofy. Dotychczasowe badania wskazały, że raczej winę ponoszą kontrolerzy lotu. (...) Zatem ciekawe, skąd prezydent Komorowski zaczerpnął wiedzę, którą sugeruje jako obowiązujące stanowisko polskie. zwłaszcza, że towarzyszy temu ultymatywny ton, mający charakter polecenia czy rozkazu" - powiedział PAP Macierewicz. "Prokuratura powinna zająć się analizą tej wypowiedzi pana prezydenta" - uznał.
Natomiast Nałęcz ocenił, że argumentacja polityków PiS nie jest racjonalna. Według niego prezydent wyraził jedynie swoją opinię dotyczącą przyczyn katastrofy smoleńskiej, "właściwie powtarzając" zdanie wszystkich ekspertów i fachowców, którzy zajmują się tą sprawą. Jak dodał doradca prezydenta, z wyjątkiem niektórych polityków, wszyscy eksperci są zgodni, że przyczyną tej katastrofy była próba lądowania prezydenckiego samolotu w warunkach atmosferycznych ekstremalnie trudnych.
"I prezydent tylko to powiedział. I powiedział to w kontekście, że sprawa jest +arcyboleśnie trudna+, bo nie powinno dojść do podjęcia takiej decyzji o lądowaniu. Sprawa jest dla nas dlatego arcyboleśnie trudna, bo i organa do tego powołane z mocy prawa, które wyjaśniają tę katastrofę, i każdy z Polaków będzie sobie musiał odpowiedzieć na pytanie w głębi swojego serca: +Co sprawiło, że świetni piloci, że znakomici lotnicy, że obecny na pokładzie dowódca Sił Powietrznych podjęli decyzję o lądowaniu w ekstremalnie trudnych warunkach?+" - mówił Nałęcz.
Jego zdaniem, "najsmutniejsze w tych napaściach na prezydenta" jest to, że formułują je ci, którzy "najdziwaczniejsze powody tej katastrofy wymyślają, opisują czy składają formalne wnioski do prokuratury". "W swoim postępowaniu nie widząc niczego nagannego. Ja nie krytykuję ich postępowania, bo skoro tak uważają, to mają prawo tak się wypowiadać, właśnie dlatego, że żyjemy w demokratycznym państwie prawie o całkowitej swobodzie wypowiedzi. Ale nie można samemu korzystać z tego prawa i odmawiać go innym" - podsumował Nałęcz.
Komorowski w wywiadzie dla TVP Info mówił, że będąc jeszcze ministrem obrony zetknął się ocenami wojskowych katastrof lotniczych. Podkreślił, że każda katastrofa ujawniała różne błędy, ale zawsze jeden z nich był podstawowy i najważniejszy.
"W katastrofie smoleńskiej najważniejsze było to, że podjęto próbę lądowania w warunkach klimatycznych (...) braku widoczności, w których absolutnie ta próba lądowania nie powinna mieć miejsca. Wszystkie inne kwestie są to sprawy dodatkowe. One mogły (...) utrudnić sytuację. Ale to jest podstawowy powód i radziłbym nie szukać jakiś ekstra nadzwyczajnych wytłumaczeń, bo niestety - w moim przekonaniu - sprawa jest w sposób arcybolesny prosta" - zaznaczył.
Według prezydenta, trzeba się liczyć z tym, że zostanie opublikowany raport nt. katastrofy smoleńskiej strony rosyjskiej i jednocześnie aneks do niego z uwagami strony polskiej. "Jest pytanie, czy na końcu będą te uwagi uwzględnione przez autorów dokumentu rosyjskiej, albo w jakim zakresie" - dodał. Przypomniał też, że jednocześnie polska prokuratora prowadzi śledztwo ws. katastrofy. "Podobnie zakończy się to śledztwo stanowiskiem polskiej strony w tej samej kwestii. Opinia publiczna polska, rosyjska, światowa będzie mogła porównać (...) oba dokumenty" - zaznaczył.
Na pytanie, czy poruszy sprawę raportu dotyczącego katastrofy smoleńskiej podczas ewentualnej rozmowy z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem podczas ekonomicznego szczytu w Davos pod koniec stycznia podkreślił m.in.: "To jest sprawa rządowa i prokuratur. Tego raportu nie przygotowują prezydenci, ani Miedwiediew, ani ja".