Pamięć o Smoleńsku nie skończyła się i nie skończy - mówił we wtorek wieczorem lider PiS Jarosław Kaczyński do prawie dwóch tysięcy osób zgromadzonych przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Zgromadzenie zakłócali zwolennicy Janusza Palikota.

Reklama

Trzynaście miesięcy po katastrofie smoleńskiej ulicami stolicy przeszedł kolejny "marsz pamięci". Od sierpnia ub.r. co miesiąc organizują go środowiska związane z "Gazetą Polską". Demonstranci przeszli przed Pałac Prezydencki sprzed archikatedry św. Jana na Starym Mieście, gdzie brali udział w mszy św. w intencji ofiar tragedii z 10 kwietnia.

Na Krakowskim Przedmieściu było też kilkudziesięciu sympatyków "Ruchu poparcia Palikota", którzy zbierali podpisy poparcia dla delegalizacji PiS. Mieli własny sprzęt nagłaśniający i przeszkadzali uczestnikom comiesięcznego marszu.

"Byli tacy, którzy mieli nadzieję: minie rok, skończy się pamięć. Nie skończyła się, nie skończy się za miesiąc, nie skończy się za dwa, za trzy, za pięć. Będzie trwała, nie skończy się nigdy. Dojdziemy do prawdy, bo prawda jest naszą bronią, jest naszą siłą" - mówił J.Kaczyński.

"Kłamstwo i te krzyki, które tam słychać, nie zwyciężą" - mówił prezes PiS o zwolennikach Palikota. Gdy Kaczyński przemawiał, ci gwizdali i skandowali, starając się zagłuszyć prezesa PiS.

Na czele "marszu pamięci" niesiono transparent "Smoleńsk - pamiętamy!". Były też napisy: "Mgła nie osłoni zdrajców POlski", "Po zdradzeniu Chrystusa Judasz się POwiesił", "Rząd PO = narastający faszyzm", "Precz z Targowicą, zdrajcy won do Moskwy", "Mord katyński 1940, mord smoleński 2010".

Przy ogrodzeniu Pałacu Prezydenckiego ustawiono ponad dwumetrowy drewniany krzyż, w jego pobliżu na chodniku składano kwiaty i znicze. Gdy prezes PiS wraz ze zwolennikami doszedł przed Pałac, powitały go fanfary w wykonaniu orkiestry dętej. Potem odegrano hymn państwowy. Natomiast po mowie J.Kaczyńskiego zebrani odśpiewali "Boże coś Polskę" z frazą "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie". W tym czasie zwolennicy Palikota puścili utwór "Barbra Streisand" zespołu Duck Sauce (ang. "Sos z kaczek").

Reklama

Pikieta zwolenników Palikota rozpoczęła się ok. godz. 19. Na Krakowskim Przedmieściu po południowej stronie ul. Ossolińskich ustawili namiot z logo Ruchu Poparcia i sprzęt nagłaśniający. Znany dziennikarz muzyczny Robert Leszczyński puszczał stamtąd muzykę; prócz utworu o Barbarze Streisand często przewijały się "Kaczuszki" oraz przebój discopolowej grupy Bayer Full "Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina".



Pikieta została zorganizowana pod hasłem "Zdelegalizować PiS". W ocenie jej organizatorów PiS jest "antydemokratyczny", "dąży do destabilizacji systemu politycznego w Polsce", "nawołuje do nienawiści wobec mniejszości religijnych, seksualnych i etnicznych". Na transparentach można było przeczytać: "PiS = przeszłość i Smoleńsk", "PiS zdelegalizować, legalizować konopie", "PiS zdelegalizować, Jarka leczyć". Zwolenników Palikota od reszty Krakowskiego Przedmieście szczelnie odgrodził kordon policji.

Jak powiedział Dominik Taras, organizator pikiety, planowane jest zebranie miliona podpisów, które później mają być przekazane Jarosławowi Kaczyńskiemu; na razie jest ich 1700. Taras w sierpniu ub.r. był także organizatorem "Akcji krzyż", w trakcie której kilka tysięcy osób domagało się przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego w inne miejsce. Dwa miesiące temu, w kontrze do "marszu pamięci", przed Pałacem Prezydenckim zorganizował obchody urodzin Chucka Norrisa, amerykańskiego aktora kina akcji.

Parę metrów obok pikiety "Ruchu Poparcia" ustawili się "Solidarni 2010", którzy od miesiąca codziennie przychodzą na Krakowskie Przedmieście, gdzie domagają się dymisji m.in. premiera Donalda Tuska i postawienia rządu przed Trybunałem Stanu za "zdradę państwa i oddanie śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej w ręce Rosji". Obie grupy przez większość wieczora się przekrzykiwały.

We wtorek na Krakowskim Przedmieściu służby miejskie nie ustawiły barierek, które były stałym elementem poprzednich "marszów pamięci. Porządku pilnowali policjanci i strażnicy miejscy. Jak powiedział PAP rzecznik stołecznej policji Maciej Karczyński, przed Pałacem policja nie zanotowała poważniejszych incydentów.

W katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem 10 kwietnia zginęło 96 osób, które udawały się na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Wśród ofiar byli m.in. prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria.