Uprawnienia ministra spraw wewnętrznych Jacka Cichockiego wynikają z rozporządzenia podpisanego przez premiera Donalda Tuska. O wyjątkowości tego aktu prawnego, który został podpisany 24 listopada i natychmiast wszedł w życie, świadczy nawet jego tytuł: „w sprawie szczegółowego zakresu działania Jacka Cichockiego – ministra spraw wewnętrznych – w zakresie koordynacji służb specjalnych”.
– Użycie nazwiska jest wyraźnym sygnałem dla świata zewnętrznego o mocnej pozycji, najwyższym zaufaniu, jakim premier darzy właśnie ministra Cichockiego – komentuje generał Marek Dukaczewski, były szef Wojskowych Służb Informacyjnych.
Rozporządzenie nie przechodziło etapu uzgodnień resortowych, a jego szczegółowe zapisy dają ogromne kompetencje ministrowi spraw wewnętrznych i koordynatorowi służb specjalnych w osobie ministra Cichockiego.
Dotąd nikt nie miał w jednym ręku policji i służb tak cywilnych, jak wojskowych. Policja, a szczególnie Centralne Biuro Śledcze, pozostawały w wyraźnej opozycji wobec służb specjalnych. Dzięki temu istniała wzajemna kontrola, włącznie z prowadzeniem śledztw dotyczących szefów lub ich najbliższych współpracowników. Na inny problem wskazuje były wiceminister MSWiA, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa dr Zbigniew Rau. – Zastrzegając, że minister Cichocki jest osobą pracowitą i kompetentną, to rozwiązania te budzą obawy. Moja największa dotyczy spektrum zagadnień, które musi objąć minister: od problemów policji i straży granicznej po kwestie służb cywilnych oraz specyfikę służb wojskowych. Nie wiem, czy to nie zbyt wiele – mówi Zbignew Rau.
Reklama
Profesor Andrzej Zybertowicz, który był głównym doradcą ds. bezpieczeństwa w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, widzi podobny problem. – Zarządzanie przez jedną osobę służbami, policją i innymi zadaniami resortu paradoksalnie zwiększy margines dowolności w działaniu służb. Będą słabo zadaniowane, koordynowane i nadzorowane, czyli pokusa nadużyć wzrośnie – ostrzega.
Szczególnie kontrowersyjny jest punkt 2 rozporządzenia, który brzmi: „(minister Cichocki) może żądać od szefów służb informacji związanych z planowaniem i wykonywaniem powierzonych im zadań”. – Nie rozumiem. Czy minister może żądać również np. informacji o tajnych współpracownikach służb lub ich konkretnych przedsięwzięciach? – zastanawia się dr Rau. Podobne kompetencje, choć dotyczące jedynie policji, przyznawało sobie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w czasach rządu Leszka Millera. Zbieranie informacji operacyjnych zakończyło się wybuchem afery starachowickiej, w której wiceminister był podejrzany o zdradzenie swoim partyjnym kolegom, że policja zamierza ich zatrzymać. – Z jednej strony mamy rozbudowane ustawy chroniące tajność informacji, definiujące kręgi osób z dostępem, a z drugiej taki tajemniczy wpis w akcie prawnym niskiej rangi, jakim jest rozporządzenie – mówi nam doświadczony urzędnik z resortu spraw wewnętrznych. Taka konstrukcja może rodzić konflikty na linii minister – szefowie służb w kwestii m.in. zakresu przekazywanych informacji dotyczących np. tajnych współpracowników czy osób rozpracowywanych.