Polityka oszczędności czy wzrost - to fałszywy dylemat. Trwały wzrost bez oszczędności nie jest możliwy, ale nadmierna oszczędność bez wzrostu może zabić gospodarkę - oświadczył premier Donald Tusk w rozmowie z włoskim dziennikiem "La Repubblica". Podkreślił, że wymogiem wzrostu są "wydatki, ale przede wszystkim inwestycje".

Reklama

Mówiąc o polskich doświadczeniach Tusk zaznaczył: Nie obcięliśmy wydatków na infrastrukturę.

Używajmy funduszy spójności europejskiej, by wesprzeć reformy strukturalne. Polityce oszczędności musi towarzyszyć wzrost. Doświadczenia greckie uczą nas, że nierówności budżetowe wcześniej czy później prowadzą do katastrofy - oświadczył Tusk.

Pytany o to, czy jest zwolennikiem euroobligacji, powiedział, że jako szef rządu kraju spoza strefy euro nie powinien udzielać rad. - Ale euroobligacje oznaczają większą odpowiedzialność niemiecką za sytuację innych krajów eurolandu - zaznaczył Tusk. - Bądźmy szczerzy; mówimy o tym, ile Niemcy mogą zapłacić. Jeśli prosimy Niemców o większą odpowiedzialność i wzięcie na siebie zobowiązań finansowych, implikacje są oczywiste - powiedział Tusk.

Reklama

Zastrzegł następnie, że w Polsce "ludzie pracują ciężko za część średniej greckiej pensji".

Donald Tusk przestrzegł przed nacjonalizmami w Europie wyrażając opinię, że nie należy ich lekceważyć. - Europa potrzebuje zdrowego rozsądku, rozumności, wstrzemięźliwości. Musi opierać się ekstremizmom, nie poddawać się, bronić swego zdroworozsądkowego rozumowania - uważa premier. - Jako umiarkowana centroprawica musimy nie dopuścić do dojścia ekstremizmów do władzy.

Nigdy nie wyeliminujemy na 100 procent ekstremizmu, nacjonalizmu, ksenofobii. Mój pilny apel do wszystkich przedstawicieli europejskiego centrum jest taki, by nie zawierać paktów z ekstremistami - oświadczył Tusk. Według premiera siły umiarkowane nie mogą być ich "zakładnikiem".

Tusk wskazał na przykład Holandii, gdzie - jak podkreślił - populistyczna partia Geerta Wildersa "niszczy reputację" kraju, uważanego za wzór tolerancji i demokracji.