Premier pojechał do Popradu, aby wyjaśnić wszelkie wątpliwości dotyczące eksportu polskiej żywności. Chodzi m.in. o antykampanię polskich produktów prowadzoną na Słowacji, która - jak wskazują eksperci - uderza w polskich producentów.

Reklama

Premier nie pojawił się jednak na rozmowach z pustymi rękoma. W koszyku przekazanym premierowi Słowacji Roberta Fico znalazły się m.in. miód pitny, kiełbasa krakowska, kabanosy, śliwka nałęczowska, ciastka owsiane, chrzan, a także marcepanowe jajko.

Wiem, że parę wątpliwości pojawiło się na Słowacji w tej sprawie (polskiej żywności - przypis red.), my jesteśmy po to, aby to wyjaśniać - mówił Donald Tusk. I jednym tchem dodawał: Obaj jesteśmy sportowcami. Ja się utrzymuję w naprawdę niezłej kondycji i staram się jeść wyłącznie polskie rzeczy.

Jak podkreślił przy tym polski premier istotne jest, aby w naprawdę świetnych relacjach polsko-słowackich nie było żadnej zadry i najmniejszego problemu.

Między naszymi państwa nie ma de facto problemów, pojawił się jeden naszym zdaniem prosty do wyjaśnienia. To jest kwestia reputacji polskiej żywności na Słowacji. Uzyskaliśmy zgodność, co do potrzeby z jeden strony sprawdzania każdej informacji o jakiejkolwiek nieprawidłowości, a równocześnie podjęliśmy wspólne zobowiązanie, że badanie będzie służyło zwiększeniu wiarygodności i Słowacji, i Polski - powiedział także Donald Tusk.

Pojawił się nawet plan, aby na targach Polagra przygotować polsko-słowackie stoisko z żywnością, jak wynika z nieoficjalnych informacji.