Do decyzji o odejściu z Kongresu Kobiet Henryka Krzywonos dojrzewała od dawna - twierdzi "Wprost". Nie za bardzo chce rozmawiać o tego przyczynach. - Z Kongresem mi już coraz bardziej nie po drodze - przyznaje tramwajarka. Ucina jednak pytanie o szczegóły.
Reklama
Wcześniej z Kongresu Kobiet odeszła była pierwsza dama Jolanta Kwaśniewska. Napisała w tej sprawie list od członkiń ugrupowania.
Ja również napiszę list - mówi "Wprost" działaczka "Solidarności". - Jestem chora, nie mam czasu na spotkania w Warszawie. Na samolot mnie nie stać, a kilkugodzinne podróże pociągiem tylko po to, by uczestniczyć w 40-minutowym spotkaniu, to zbyt uciążliwe - wylicza Henryka Krzywonos.
Komentarze(216)
Pokaż:
Duża siła wewnętrzna rozerwała Tu-154 w powietrzu - wywiad z dr Wacławem Berczyńskim
Tagi: TV Niezależna Polonia, wywiad, Wacław Berczyński, USA, Tu-154, Baltimor
Dodano: 01.04.2013 [10:59]
Samolot musiał rozpaść się w powietrzu. Duża siła wewnętrzna spowodowała rozpad samolotu na trzy zasadnicze części, a potem na tysiące mniejszych kawałków – mówi w wywiadzie TV Niezalezna Polonia dr Wacław Berczyński, konstruktor Działu Wojskowo-Kosmicznego Boeinga, wieloletni pracownik innych koncernów lotniczych.
Dziennikarze TV Niezalezna Polonia odwiedzili dr. Wacława Berczyńskiego w Baltimor w Stanach Zjednoczonych.
- Zaskoczyła mnie skala zniszczeń samolotu. Ten samolot rozpadł się na bardzo wiele części. Samolot podchodzi do lądowania miał wypuszczone podwozie, klapy, relatywnie małą prędkości. Nie powinien się rozpaść w ten sposób. To nie jest możliwe – dowodzi Berczyński. - Samolot musiał rozpaść się w powietrzu. Wykonałem bardzo proste obliczenia. Cała część tylna z silnikami odpadła już w powietrzu. (…) Kokpit również odleciał w powietrzu. Ta część upadła kołami w dół, natomiast część środkowa upadła kołami do góry. Musiała być duża siła wewnętrzna, która spowodowała rozpad samolotu na te trzy zasadnicze części a potem rozpad na tysiące mniejszych kawałków – twierdzi inżynier.
Raport MAK twierdzi, że podczas katastrofy na samolot działało przeciążenie rzędu 100 g. Zniszczenia ciał i konstrukcji samolotu mogą odpowiadać takiej sile. - Jednak ona z całą pewnością nie mogła powstać przy upadku samolotu z około 20 metrów – mówi Berczyński. – Katastrofę musiał spowodować gwałtowny wzrost ciśnienia, którego konsekwencją były tego typu zniszczenia i ciał i samolotu.
Berczyński odniósł się również jak tego typu katastrofa powinna być badana. - Technicy i inżynierowie powinny zbadać miejsce katastrofy. Sfotografować to dokładnie. Opisać każdy kawałek gdzie jest. Każdy kawałek opisać indywidualnie. Następnie należało stworzyć stelaż i odtworzyć samolot. To by dało odpowiedź gdzie mogły powstać ogromne siły i wzrost ciśnienia. To jest standard że się buduje stelaż i odtwarza się samolot – powiedział Berczyński.
Doktor Berczyński jest jednym z najwybitniejszych konstruktorów samolotów na świecie. W ciągu 21 lat pracy w jednej z największych firm produkujących samoloty – Boeingu – zdobył najwyższe uprawnienia inżynierskie. Ekspert współpracuje z zespołem parlamentarnym ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej pod kierownictwem Antoniego Macierewicza.
Nagranie rozmowy w TV Niezależna Polonia
15 sierpnia1980 r. strajk podjęła trójmiejska komunikacja. Od około godz.4.30, na trasy nie wyjechali kierowcy z zajezdni autobusowej przy ul. Karola Marksa (dziś Józefa Hallera) w Gdańsku. Zostały spisane postulaty i wybrano Komitet Strajkowy, którego przewodniczącym został Jan Wojewoda. Postulaty przekazano dyrektorowi Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Gdańsku.
Od rana rozpoczął się także strajk w zajezdni tramwajowej we Wrzeszczu przy ul. Wita Stwosza. Pracownicy spisali swoje postulaty i przedstawili dyrektorowi WPK oraz sekretarzowi Komitetu Zakładowego PZPR. Przewodniczącym Komitetu Strajkowego został motorniczy Stanisław Bagnecki.
Motorniczowie z dwóch pozostałych zajezdni tramwajowych w Gdańsku Nowym Porcie i przy ulicy Łąkowej mimo wezwań do strajku pod naciskiem kierownictwa zakładów wyjechali na trasę. Pierwszym tramwajem, który wyjechał z zajezdni w Nowym Porcie kierowała Henryka Krzywonos. Przed nią dwóch motorniczych odmówiło wyjazdu na trasę - jeden gdzieś się zapodział, a drugi dostał raptem biegunki. Gdy raptem przerwano zasilanie trakcji tramwajowej wszystkie tramwaje które wyjechały na miasto stanęły. Krzywonos porzuciła swój tramwaj i poszła do stoczni.
Henryka Krzywonos nie dość, że nie rozpoczęła strajku, to w dodatku zachowała się jak łamistrajk. Gdyby nie awaria prądu wywołana w celu powstrzymania łamistrajków, to zapewne odjechałaby swoim tramwajem w siną dal i nikt by o niej już nie usłyszał. Jednakże po zatrzymaniu tramwajów (do którego się nie przyczyniła) pani Henryka pobiegała do stoczni i została włączona do władz Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego jako przedstawiciel załogi gdańskiego WPK.
Wynikło to z pewnego chaosu panującego w krytycznych dniach sierpniowych protestów. Gdy po podpisaniu Porozumień Sierpniowych gorączka nieco opadła, tramwajarze natychmiast doprowadzili do odwołania Krzywonos z MKS. Już we wrześniu (bohaterkę) zastąpił demokratycznie wybrany przedstawiciel WPK.
Historia o tramwajarce rozpoczynającej strajk jakoś się jednak utrwaliła. Zapewne dlatego, że romantyczna legenda o dzielnej tramwajarce nikomu specjalnie nie przeszkadzała. Wszyscy uczestnicy wydarzeń wiedzą jednak jak było. Dlatego powoływanie się ciągle Krzwonos na jej rzekomy wyczyn musi budzić wśród nich rozbawienie, a czasem i złość.
Dlaczego pani Henryka karmi siebie i innych historią o zatrzymaniu tramwaju? Lepiej być bohaterem niż łamistrajkiem. Pozostaje jednak pytanie, czemu dziennikarze umacniają fałszywą legendę, skoro dotrzeć do prawdy nie jest trudnym zadaniem?
Jakich znowu kobiet?
Z Marsa?