Sejm nie przyjął uchwały w rocznicę śmierci Grzegorza Przemyka. Równo 30 lat temu 19-letni maturzysta z Warszawy został brutalnie pobity na komisariacie milicji, a po dwóch dniach zmarł. Sejmowa komisja kultury przygotowała uchwałę z okazji tej rocznicy. Niestety SLD miało zastrzeżenia wobec niektórych zapisów projektu, co uniemożliwiło przyjęcie przez aklamację uchwały - tłumaczyła w Sejmie marszałek Ewa Kopacz.

Reklama

W związku z tym na początku posiedzenia odczytano krótkie dwa zdania, mówiące o rocznicy śmierci i uczczono pamieć Przemyka minutą ciszy. Marszałek Kopacz powiedziała potem dziennikarzom, że projekt uchwały w tej sprawie trafi ponownie do komisji kultury.



Cała sprawa rozbiła się o jedną z fraz uchwały, którą rano - przed posiedzeniem Sejmu - przyjęła komisja. Chodzi o sformułowanie: "na polecenie najwyższych władz partyjnych i państwowych fabrykowano". Na taki zapis nie zgadza się Sojusz Lewicy Demokratycznej. Poseł Tadeusz Iwiński uważa, że sąd nie wskazał winnych w tej sprawie i nie można w uchwale pisać, że zrobiły to władze i partia. Jego zdaniem taka uchwała zastąpiłaby wyrok sądu, a parlament nie jest od tego.



Sojusz deklaruje, że jeśli z projektu zostanie wykreślone zdanie, przypisujące winę za śmierć Przemyka ówczesnej partii i państwu, to uchwałę poprze. Uporu SLD nie rozumie przewodnicząca sejmowej komisji kultury, Iwona Śledzińska-Katarasińska. Posłanka PO przypomina, że pierwotna wersja uchwały autorstwa PiS była zupełnie inna niż to, co przyjęto dziś rano przed posiedzeniem Sejmu. Na poprawki zgodzili się posłowie PiS.



Już wiadomo, że dziś nie ma szans na powtórne zebranie się członków sejmowej komisji kultury i ponowną pracę nad uchwałą w sprawie rocznicy śmierci Grzegorza Przemyka. Nieoficjalnie posłowie z tej komisji mówią, że kolejna praca nad uchwałą nie ma już najmniejszego sensu. Rocznica jest dziś, a posiedzenie może odbyć się za kilka dni.



Grzegorz Przemyk, syn poetki i działaczki opozycyjnej Barbary Sadowskiej, został zatrzymany przez funkcjonariuszy MO 12 maja 1983 roku. Trafił do aresztu na Jezuickiej na Starym Mieście, gdzie został brutalnie pobity. Dwa dni później zmarł. Była to jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu bezpieczeństwa PRL. Mimo wielu procesów do dziś nikt nie odpowiedział za wydarzenia sprzed 30 lat.