Tymczasem Adam Hofman z PiS uważa, że to gra by uzyskać najlepsze poparcie w wyborach na szefa partii. Moim zdaniem nigdy takiej propozycji nie dostanie. Nie ma takich szans. Ale grać będzie, bo to mu się opłaca - twierdzi rzecznik PiS.
Podobnego zdania jest Wojciech Olejniczak z SLD. Uważa, że Donald Tusk nie dostał żadnej propozycji, bo gdyby tak było, niczego by nie rozważał tylko już zadeklarował czy startuje wyborach na szefa partii czy leci do Brukseli.
Jacek Protasiewicz z PO zapewnia jednak, że w tej sprawie wszystko jest jasne. Donald Tusk powiedział, że w lipcu ogłosi swoje osobiste plany. A to się dokładnie pokrywa z kalendarzem zgłoszenia własnej kandydatury do wyborów przewodniczącego PO - odpowiedział.
W ubiegłym tygodniu szef chadeków w PE Joseph Daul powiedział, że Tusk jest jednym z potencjalnych kandydatów na przyszłego przewodniczącego Komisji Europejskiej. Chadecy zapewne znów obsadzą stanowisko szefa KE, jeśli wygrają eurowybory w 2014 roku. Głośno było też o poparciu ewentualnej kandydatury Tuska przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel, co miałoby duże znaczenie, gdyby CDU/CSU pod jej wodzą wygrało nadchodzące wybory w Niemczech. W komentarzach prasowych wskazywano jednak na opór Francuzów, którzy nie chcą, by szefem Komisji był polityk spoza strefy euro.
Komentarze(44)
Pokaż:
Przypomina mi to znany Polski Powszechny Barbank Monetarno-Narodowo-Spirytusowy sprzed lat!) i w swoim uczonym elaboracie stwierdza miedzy innymi:
"...Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w Polsce jest jednak trochę inaczej niż na Zachodzie. I że my siedzimy w szatni wyjątkowo ochoczo. A nawet właściwie w ogóle nie zdajemy sobie sprawy, że mogłoby (i powinno) być inaczej.
– Podstawowy problem z naszym życiem publicznym leży w tym, że u nas robienie polityki polega na dotykaniu problemów..."
))):::
PAN SIE MYLI, PANIE WOŚ!
I NA DODATEK USIŁUJE PAN I NAS WYWIESC NA MANOWCE PANSKIEGO SPOSOBU MYSLENIA!
Podstawowy problem "polskiej polityki" - o ile taki dziwoląg w ogole wystepuje w "pieknych okolicznosciach przyrody" - jest taki, ze nasi zawodowi Umilowani Przywodcy siedza w szatniach CUDZYCH.
KAZDY W SOBIE PRZYDZIELONEJ!
I tam, w tych szatniach, sami sie w ciasno wpasowali w krotkie lawki rezerwowych!
Ich sytuacja jast podobna do sytuacji Grasia, ktory jest cieciem u Niemca...
Ale on ma przynajmniej jeszcze jedna fuche na po godzinach i jest przy okazji oficerem prowadzacym, a przynajmniej "rozprowadzajacym" Tuska - i - kiedy trzeba - wykopie Tuska kolanem z konferencji prasowej w momencie, kiedy pracodawca Grasia uzna ja za zakonczona i da mu o tym znac przez tajne srodki lacznosci!
I taki rzekomy premier Tusk wraca wtedy potulnie do przydzielonej mu cudzej szatni, gdzie oczywiscie pelni obowiazki szatniarza!
Czasem jest wpuszczany na przedpokoje krysztalowego Palacu Europy z zadaniem wyfroterowania posadzki, a jak mu sie uda - wtedy sluzbowymi suknami do froterowania strzela gole cudzym palmom, a czasem nawet - o zgrozo - przez dziurke od klucza zajrzy z wypiekami na przypudrowanych kremowych policzkach do salonu panstwa. Ale czasem nie zdazy - bo ktos z panstwa znienacka otworzy drzwi i stuknie Tuska w nos!
A wtedy on wraca do URM, dewastuje kwiatek od Millera i na kolejnej nadzorowanej i dozowanej przez Grasia "konferencji" oznajmia, ze jego spuchniety nos jest wielkim sukcesem Polski, a pilnowana przez niego szatnia zdaje kolejny egzamin - bo panstwo odebrali wszystkie swoje plaszcze i nie zglosili reklamacji oraz dali godziwy wedle Tuska napiwek!
Najlepiej te sytuacje opisal swym kwiecistym stylem nasz rumiany halabardnik spod zyrandola, kiedy po wizycie Obamy oswiadczyl publicznie i z wielka pompa:
"Przyzwyczailiśmy się do tego, że kontaktujemy się normalnie ze światem wielkim" !!!
Można by nawet polskim zwyczajem sie rozpedzic i z tego rozpędu zamieszac krajowy bigos na dziczyznie z dzikiego kraju i dumnie stwierdzić, że przyzwyczailiśmy się do tego, że kontaktujemy się normalnie "ze światem wielkich tego świata wielkiego tego, ogromnego! Bowiem my też już wielcy jesteśmy, ogromni i potężni" - a co tam sobie będziemy żałować!
A potem zaśpiewajmy pod dyrekcja wywijajacego chochla kierownika choru prastarą pieśń komunistycznych megalomanów: "Miliony rąk! Tysiące rąk! A serce bije jedno!"
Tylko, że milionom normalnych obywateli Polski miliony serc bija z przerazenia, kiedy patrzą na przykład na groteskowe podrygi głupawego pajaca o marsowym "obliczu", zatrudnionego w tej cudzej szatni i w cudzych przedpokojach do odgrywania roli ministra spraw zagranicznych - bo ci Polacy jakoś sie nie mogą do tego ponurego spektaklu przyzwyczaić...