Aż 19 poprawek zgłosili posłowie PiS do projektu ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Posłowie opozycji, którzy w ramach komisji ustawodawczej brali udział w pracach nad projektem, byli tym zaskoczeni. Mówili, że otrzymali je dopiero wczoraj rano i nie mieli czasu, aby się nad nimi zastanowić. Pojawiły się również głosy, że skoro odbyło się już I czytanie projektu, to nie powinno się go zmieniać w tak istotny sposób, jak chce tego PiS. Tempo oraz sposób prac nad projektem są krytykowane także przez organizacje społeczne.
Nie było szerokich konsultacji dotyczących projektu. Nie uwzględniono również apelu podpisanego przez organizacje pozarządowe o przeprowadzenie wysłuchania publicznego w tej sprawie – zauważa Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon.

Zagrożona niezawisłość

Na wczorajszej komisji najwięcej kontrowersji wywołały poprawki, które do procedury usuwania z urzędu sędziów TK włączają zarówno Sejm, jak i prezydenta oraz ministra sprawiedliwości. Ten pierwszy – na wniosek zgromadzenia ogólnego sędziów TK – miałby podejmować ostateczną decyzję co do usunięcia danej osoby ze składu TK. Z kolei prezydent i minister sprawiedliwości mogliby zwracać się do zgromadzenia o wystąpienie z takim właśnie wnioskiem do Sejmu. Co więcej, mogliby oni wnioskować o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec sędziego TK. Postanowienie o nieuwzględnieniu ich wniosków będzie musiało być uzasadnione.
Reklama
To wywołało burzę. Posłowie opozycji podnosili, że ta regulacja to zamach na sędziowską niezawisłość.
Reklama
Te poprawki zmierzają do związania sędziów TK z Sejmem po ich wyborze – mówił Robert Kropiwnicki z PO. Jego zdaniem to niedopuszczalne ze względu na konstytucyjny trójpodział władz.
Podobnego zdania była Barbara Dolniak (Nowoczesna), wicemarszałek Sejmu. Podnosiła, że proponowane rozwiązania doprowadzą do zachwiania równowagi pomiędzy władzą ustawodawczą a sądowniczą. Ostrzegała, że ustanowienie takich reguł w stosunku do TK otworzy drogę do wprowadzania podobnych niebezpiecznych rozwiązań także w stosunku do sędziów sądów powszechnych.
W opinii Dolniak przyznanie prezydentowi oraz ministrowi sprawiedliwości kompetencji do składania wniosków o postępowanie dyscyplinarne stworzy narzędzie do nękania sędziów, co wpłynie na ich niezawisłość. Poseł Kropiwnicki podnosił z kolei, że nie wiadomo, na podstawie jakich kryteriów prezydent czy minister mieliby podejmować decyzję o złożeniu takiego wniosku.
Tworzycie prawo kaduka i chcecie tym prawem straszyć sędziów – stwierdził poseł PO.
Pomysłów bronili Stanisław Piotrowicz oraz Krystyna Pawłowicz z PiS.
W przepisie jest mowa o tym, że postępowanie dyscyplinarne będzie wszczęte, o ile prezes TK nie uzna, że wniosek prezydenta czy też ministra jest nieuzasadniony. Nie histeryzujmy – uspokajała Pawłowicz cytowana przez radio RMF.
Z kolei jej kolega z partii podkreślił, że dzięki tej zmianie więcej podmiotów będzie brało udział w procedurze stwierdzania wygaśnięcia mandatu sędziego TK. Obecnie leży to w gestii jedynie zgromadzenia ogólnego sędziów TK lub – w jedynym tylko przypadku – prezesa TK. Tak więc zdaniem Piotrowicza zaproponowane rozwiązanie wręcz wzmocni gwarancje sędziowskiej niezawisłości.
Poza tym pamiętajmy, że to ze strony zgromadzenia ogólnego będzie musiał wyjść wniosek. Bez tego Sejm nie podejmie żadnych kroków względem sędziego – poskreślał współautor poprawek.
Jednak nie tylko posłowie opozycji mają wątpliwości co do zgodności proponowanych rozwiązań z konstytucją.
Konstytucja wskazuje wyraźnie, że Sejm RP wybiera sędziów TK. W żadnym wypadku nie można stąd wnosić, że ma on również kompetencję do wygaszania mandatu sędziego TK – uważa dr Tomasz Zalasiński, konstytucjonalista z kancelarii DZP, członek Obywatelskiego Forum Legislacji.
TK już kilkakrotnie zajmował się podobnymi kwestiami i uznawał, że organy państwa nie mogą domniemywać własnych kompetencji. Dlatego niektórzy konstytucjonaliści zaczynają z powrotem używać terminu "falandyzacja prawa" popularnego 20 lat temu, gdy prezydentem był Lech Wałęsa. Jego doradca Lech Falandysz przekonywał wówczas np., że głowa państwa, skoro powołuje członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, to – mimo braku do tego podstawy prawnej – może również ich odwołać.
Zdaniem dr. Zalasińskiego wprowadzenie spornej kompetencji Sejmu w drodze ustawy zwykłej pozostawałoby w sprzeczności z zasadą podziału władzy, niezależności trybunału i niezawisłości jego sędziów.
Ponadto konstytucjonalista zwraca uwagę, że przyjęcie propozycji posłów PiS – zgodnie z którą to Sejm RP, a nie Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK, będzie miał kompetencję do wygaszenia mandatu sędziego TK – doprowadzi do pozbawienia istotnej gwarancji niezależności trybunału.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której Sejm RP wybiera na stanowisko sędziego osobę, co do której po wyborze ujawniają się okoliczności wskazujące na brak nieskazitelnego charakteru, wymaganego dla pełnienia funkcji sędziego trybunału, a Sejm RP nie podziela wniosku Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK. Czy możemy w takiej sytuacji mówić o istnieniu gwarancji niezależności TK? W mojej ocenie nie. Dlatego proponowaną zmianę należy uznać za niezgodną z zasadą podziału władz oraz godzącą w niezależność trybunału – twierdzi konstytucjonalista.
Zmiana ta doprowadzi także do niedopuszczalnego podporządkowania odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów ocenom politycznym dokonywanym przez Sejm RP – kwituje.

Postępowanie przed TK

Inna ważna poprawka, którą wczoraj przyjęli posłowie, dotyczyła tego, w jakim składzie będzie orzekał TK. Początkowo posłowie PiS chcieli, aby TK orzekał w pełnym składzie (13 sędziów) w każdej sprawie. Pomysł spotkał się jednak z krytyką ekspertów, którzy podkreślali, że znacznie wydłuży to okres oczekiwania na orzeczenie trybunału i sparaliżuje jego prace. W związku z tym posłowie PiS zaproponowali wczoraj, że zasada pełnego składu nie będzie miała zastosowania w przypadku skarg składanych przez obywateli oraz pytań prawnych kierowanych do TK przez sądy. Nad nimi ma się pochylać tylko siedmiu sędziów.
Posłowie PiS proponują też rozwiązanie, zgodnie z którym w sytuacji, gdyby orzeczenie TK "zostało wydane z rażącym naruszeniem przepisów postępowania", uczestnik będzie mógł złożyć wniosek o wznowienie postępowania do chwili ogłoszenia orzeczenia. Złożenie takiego wniosku wstrzymywałoby publikację wyroku TK.
To rozwiązanie pozostaje w oczywistej sprzeczności z art. 190 ust. 1 Konstytucji RP, gdzie jest mowa o tym, że orzeczenia trybunału są ostateczne. Nie można więc ich wzruszać ani kwestionować w żaden sposób – ostrzega dr Zalasiński.
Wniosek o wznowienie miałby być rozpatrywany przez pełny skład TK.
Co w sytuacji, gdy sprawa była rozpatrywana przez pełny skład? Ten sam skład będzie zatem rozpatrywał wniosek o wznowienie? Na tym przykładzie widać, jak niskiej jakości jest projekt ustawy. Skutkiem jej przyjęcia będzie wyłącznie spiętrzenie przewlekłości postępowania przed TK i opóźnianie wejścia w życie jego rozstrzygnięć – wskazuje konstytucjonalista.

Opozycja zaskarży ustawę

Wczoraj zaproponowano również, aby nowelizacja weszła w życie z dniem jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw. Pierwotnie proponowane vacatio legis miało wynieść 30 dni.

Należy to ocenić jako niezgodne z art. 2 Konstytucji RP i wynikającą z niego zasadą odpowiedniej vacatio legis. Ustawodawca ma konstytucyjny obowiązek oddzielenia daty publikacji ustawy od dnia jej wejścia w życie. Chodzi o to, żeby adresaci nowych regulacji mieli szansę się z nimi zapoznać i do nich odpowiednio przygotować – tłumaczy dr Zalasiński.

Dlaczego posłom PiS tak się spieszy? Z pewnością zdają sobie sprawę z tego, że opozycja będzie chciała skarżyć ustawę do TK. Mówi o tym Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL, mówią posłowie PO, nie wyklucza tego również Nowoczesna. – Ta ustawa musi być zbadana przez trybunał. Jeżeli jednak procedowane właśnie w Sejmie zmiany wejdą w życie, to o ich ewentualnej niezgodności z konstytucją dowiemy się za trzy lata – mówi poseł PSL. Wszystko dlatego, że w projekcie jest mowa o tym, że TK rozpatruje sprawy według kolejności wpływu. Tak więc posłowie opozycji zdają sobie sprawę z tego, że w przypadku tej ustawy wniosek będzie raczej demonstracją niezgody na proponowane zmiany niż realną próbą zatrzymania ich wprowadzania w życie.