- To mnie powierzono misję udania się do Moskwy po to, żeby towarzyszyć w drodze do Polski trumnie z ciałem pierwszej damy, pani prezydentowej Marii Kaczyńskiej – mówił na początku Andrzej Duda. Przypomniał, że "jego misja polegała też na tym, by dopilnować, aby wszystko odbyło się w sposób godny, tak, jak na to zasługiwała pierwsza dama".

Reklama

- Marka już wtedy nie było. Nie mógł tej misji wykonać – dodał prezydent, wspominając Marka Uleryka. Już wtedy nad prezydentem emocje wzięły górę - Andrzej Duda z trudem hamował łzy.

- I w tym sensie, w jakimś stopniu, stałem się jego towarzyszem broni - zakończył prezydent.